Rozdział 14

559 31 1
                                    

Kiedy wróciłem do domu, nie miałem na nic ochoty. Cała w miarę luźna energia ze mnie wypłynęła, że tak naprawdę tylko fizycznie stałem jakoś na nogach. Dlatego wziąłem ekspresowy prysznic i pozwoliłem się pochłonąć w filmach oraz podcastach kryminalnych, by czymkolwiek innym zająć głowę. Zasnąłem finalnie chyba koło czwartej rano, ale nie spałem Bóg wie jak długo. O ósmej byłem już na nogach, by pojechać na trening. Robert widział, że nie jestem dobrej formie. Po treningu, gdy chciałem pójść do szatni, zagadał na chwilę.

— Hej, Miko, co się dzieje? Nie wyglądasz zbyt dobrze.

— Miałem kiepską noc. Tyle w temacie — odparłem, nie patrząc na niego.

— To też. Ale kiepska noc musi być skutkiem czegoś innego, mam rację? Pokłociłeś się z kimś, na kim ci zależy?

— Nie — warknąłem — Wszystko jest w porządku. Nie musisz się o mnie martwić — spojrzałem na niego przez chwilę, po czym odwróciłem się i wpadłem do szatni.

Przebrałem się w swoje rzeczy i wypadłem z lokalu jak poparzony. Wsiadłem do auta i odjechałem. Chciałem dzisiaj pobyć sam. A najlepiej do końca tego tygodnia mieć czas tylko dla siebie i swoich widzów, bo nie chciałem zaprzepaścić czasu na moją pracę. Chociaż część mojego pragnienia się spełniło i nikt się do mnie nie dobijał aż do końca dnia, to nazajutrz zadzwonił dzwonek przy drzwiach, powtarzając swój pisk kilkakrotnie.

— Co do jasnej cholery się tam dzieje… — westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem przez judasza w drzwiach.

— No swojemu najlepszemu kumplowi nie otworzysz? No weź! — usłyszałem głos Krystiana, na co tylko pokręciłem głową i odblokowałem drzwi.

— Właź — powiedziałem, ale nie spodziewałbym się, że będzie kogoś przyprowadzi. I wcale to nie był Czarek, który przypadkiem pojawiłby się w tym samym czasie.

Obok niego stała wysoka, szczupła dziewczyna, którą miałem wrażenie, że już poznałem albo dobrze kojarzyłem. Przyjrzałem się jej bardziej i dopiero wtedy wszystko mi się złożyło w całość.

— Przyprowadziłem gościa! Chyba Lenę kojarzysz, co? Ze zmiany Zuzki w tej twojej ulubionej knajpie? — Krystian jakby nigdy nic od razu pierwszy wszedł do środka i pokierował się do salonu.

— Cześć, jestem Lena — dziewczyna nieco zaskoczona i lekko nieśmiała, uśmiechnęła się i podała dłoń na przywitanie.

— Witaj, Mikołaj — odwzajemniłem jej gest, po czym zaprosiłem do środka.

— Miko, ty mój drogi przyjacielu, czy ty wiesz, jaki mamy dzisiaj dzień? — usłyszałem, jak coś opada na blat stolika w salonie.

— A jaki niby dzień? Coś ty znowu wymyślił? — odparłem, patrząc na szatyna, który z dumnym uśmieszkiem wpatrywał się w karton przed nim.

— Dzisiaj mamy czwartek, szesnasty lutego, a do tego jest bardzo tłusty! Dlatego przyniosłem ci dostawę, bo przez twój pracoholizm nawet byś się nie zorientował i miałbyś cały rok pechowy! Także teraz dziękuj mi — spojrzał na mnie niczym król z jakiejś fantastycznej krainy, który oczekuje, że jego poddani będą mi bić pokłony.

— Nie musiałeś, jakoś daję sobie radę — usiadłem na kanapie, zakładając ręce na piersi.

— Musisz być taki chłodny w taki słodki dzień? Częstuj się dowoli, ile ci tylko wlezie do tego twojego chudego ciałka — parsknął śmiechem, rozrywając folię i biorąc jednego pączka w dłoń.

— Nie uszczęśliwisz go na siłę. Daj mu wytchnąć. Może akurat nie ma ochoty. Nie zmuszaj go — wtrąciła Lena.

— Dzięki — szepnąłem w jej stronę, na co uśmiechnęła się szczerze.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz