Rozdział 26

368 25 9
                                    

Na ekranie telewizora w salonie wyświetlił się kolejny odcinek serialu, ale ja jednak byłem wpatrzony w swój telefon, przeglądając artykuł, który mógłby się przydać do filmu. Zaczynałem się robić senny, bo siedziałem już nad tym od dobrych trzech godzin. Za niedługo miała wybić północ, więc nic dziwnego. W pewnym momencie smartfon zawibrował, pokazując mi połączenie przychodzące od Zuzy. Zaskoczyło mnie to, ale nie kazałem jej dłużej czekać.

— Tak, Zuza? Co się dzieje?

— Cześć Mikołaj. Z tej strony Lena, szefowa Zuzy z knajpki i jej dobra znajoma — powiedział głos po drugiej stronie.

— Witam cię. Dzwonisz z telefonu Zuzy?

— Tak, musiałam. Nie jest z nią dobrze — usłyszałem po chwili.

— Gdzie jesteście?

— W klubie na Rynku. Zuza zaproponowała mi, bym do niej dołączyła. Nie wiem, co by się stało, gdybym do niej nie przyjechała... — nagle zamilkła.

Warknąłem pod nosem przekleństwo, po czym zamknąłem na moment oczy. Wstałem z kanapy i poszedłem do swojej sypialni, instruując Lenę o moim nowo wymyślonym planie.

— Dobra, zrobimy tak. Pilnuj jej, by nic się nie stało, a ja postaram się jak najszybciej zabrać ją stamtąd. Ciebie też podrzucić do domu?

— Nie trzeba. Przyjedzie po mnie koleżanka, bo dopiero wróciła z dużej trasy i ma po mnie po drodze — odpowiedziała.

— W porządku. Miej na nią oko. Przebiorę się i przyjadę po nią.

— Dzięki wielkie. Widać, że ci na niej zależy — dodała, po czym rozłączyła się, nie dając mi możliwości jakiegokolwiek odparcia jej słów.

Rzuciłem telefon na łóżko, szybko wyjmując z szafy jakieś normalne ciuchy. Po ogarnięciu się i zabraniu dokumentów, smartfona i kluczyków do auta, ruszyłem na zewnątrz. Silnik zawarczał, a po chwili odjechałem z podporządkowanej na główną ulicę, kierując się w stronę centrum. Niespodziewanie w radiu włączyła się piosenka, która przyprawiła mnie o dreszcze.

— Why'd you only call me when you're high — zaśpiewał wokalista zespołu Arctic Monkeys, a na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek, bo poniekąd piosenka idealnie zgrała się z tym, co wydarzyło się paręnaście minut wcześniej.

Podjechałem niemal przed samo wejście do klubu. Wyłączyłem silnik i zadzwoniłem na numer Zuzy, mając nadzieję, że odbierze Lena.

— Już jesteś? Gdzie stanąłeś? — poczułem pewną ulgę.

— Przy parkingu przy klubie. Kilka kroków od wejścia. Możesz ją namówić, by wyszła?

— Spróbuję, bo po alkoholu robi się strasznie uparta — prychnęła — Możesz podejść do nas? Przejmiesz ją.

— Jasne — odrzuciłem połączenie, chowając telefon w kieszeni spodni, a po zamknięciu samochodu podszedłem aż do schodków, które prowadziły do klubu.

Po kilku chwilach drzwi się otworzyły i pojawiły się dwie dziewczyny.

— No ale dzie ty mie ciągnies...? — straszliwie sepleniła, że miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.

— Jesteśmy już. Poznajesz? Zabierze cię do domu — odparowała zdecydowanym głosem Lena.

— Ale ja jescie nie chce jechac... — powiedziała, błądząc wzrokiem po chodniku.

— Ale jesteś w takim stanie, że musisz — po tym zwróciła się do mnie — Weźmiesz ją sam? Czy pomóc ci?

— Dam radę. Dzięki bardzo, Lena — posłałem jej szczery uśmiech.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz