Po relaksacyjnej niedzieli, która dodała mi trochę nowych znajomości (Leona i rodziców młodego Olka, którzy potem mi się przedstawili i przegadałam z nimi chyba dobre dwie godziny), przyszedł czas na zderzenie się z rzeczywistością, mającą wybujałe ego i udającą bycie miłym tylko w towarzystwie mojego ojca oraz mamy. Norbert uparł się na spotkania codzienne, bo chciał spędzić ze mną jak najwięcej czasu przed jego wakacyjną pracą, do której miał niedługo iść.
Dość często zostawaliśmy u mnie w domu i tam “rozmawialiśmy”, po czym wieczorem szliśmy na “romantyczny spacer we dwoje”, by nacieszyć się naszym towarzystwem jeszcze bardziej. Wcale nie uśmiechało mi się takie coś (sam pomysł nie był zły, ale zdecydowanie wolałam go spędzić z kimś innym, a nawet już mogłabym z samym wariatem Krystianem), więc oczywiście robiłam dobrą minę do złej gry. Nie żałował mi sprośnych komentarzy a propos swoich wyobrażeń, o których już naprawdę nie chciałam słuchać. W ogóle czemu ja mam z nim spędzać tyle czasu? Czy jemu to ktoś zlecił, by dopiekł mi czy on sam z własnej woli chce mnie zadręczyć swoją obecnością? Miałam go naprawdę dość.
Ten czwartek był “nieco” inny, bo wyszliśmy na spacer w ciągu dnia. Było piękne słońce, a na niebie nie było ani jednej białej chmurki. Ciepło potrafiło doskwierać, lecz musiałam się zgodzić na to wyjście. Słuchając jego wywodu na temat jego “wrednej” nauczycielki z liceum, która tak naprawdę była jedyną normalną osobą z całego grona pedagogicznego i wszystkich uczniów, zainteresował mnie jeden sklepik z pamiątkami znad morza. Przed nim stało sporo metalowym stojaków na kółkach, na którym były porozwieszane różne bransoletki szczęścia, mające pojedyncze litery oznaczające początki imion lub z linią muszelek w kolorze kremowym. Te ostatnie były nawinięte na biały lub czarny sznurek. Już tyle razy widziałam je, że stwierdziłam, że też takiej potrzebuję.
Zatrzymałam się i złapałam przedramię Norberta obiema dłońmi, robiąc słodkie oczka, by mieć pewność, że puści mnie tam samą.
— Mogę tam zajrzeć? Chciałam zobaczyć jedną z tych bransoletek…
— Tam? — wskazał spojrzeniem, ale dobrze wiedziałam, że gest złapania go wzbudził w nim zwycięski uśmieszek — Dobrze, w porządku. Zaczekam tutaj, bo tam się chyba nie nadaję — udał, że chichocze, a ja uśmiechnęłam się w podziękowaniu i odeszłam od niego.
Przejrzałam kilka sztuk, a potem jedną z nich założyłam na prawy nadgarstek, by zobaczyć, jak to wygląda. Ta z białym sznurkiem pasowała idealnie do mojego ubioru, bo akurat nie miałam na sobie nic czarnego, a tylko biel i karmelowy odcień brązu.
— Zuza? Nie pomyliłem pani z kimś? — zza moich pleców doszedł już znajomy głęboki głos Leona.
— Nie, nie pomyliłeś — zaśmiałam się, odwracając się do niego przodem.
— Ufff, już się bałem, że masz jakiegoś sobowtóra albo nie daj Boże siostrę bliźniaczkę — parsknął szczerze.
— Sobowtóra raczej nie mam, a siostry tym bardziej — wyjaśniłam.
— Co tam porabiasz? Wypatrzyłaś coś fajnego w tych pamiątkach? — zapytał, przyglądając się bransoletce na mojej ręce.
— Podobała mi się już od jakiegoś czasu, więc wreszcie mogę ją sobie kupić.
— Śliczna jest! Pasuje ci do outfitu.
— Dzięki. Też tak myślę. Wezmę ją. Chociaż… Faceci hetero też noszą bransoletki?
Leon roześmiał się w głos. Spojrzał na mnie z beztroską i lekko uniesionymi kącikami ust.
— Bransoletki nie, ale myślę, że jeśli zrobiłabyś z tego naszyjnik z jedną muszelką to… — jego mimika twarzy zrobiła się bardziej łobuzerska — Chłopak na pewno poczuje się doceniony, a jeśli mu na tobie zależy to będzie przeszczęśliwy.
CZYTASZ
OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ Konopskyy
Fanfiction❝ - Ty na serio się w niej zakochałeś - spojrzałem na kumpla z lekko podniesionymi brwiami z zaskoczenia. - Żartujesz sobie ze mnie - prychnąłem pod nosem. - Mógłbym, ale to co widziałem nie pozwala mi na kłamstwo - Krystian klepnął mnie po ramien...