Rozdział 22

527 26 3
                                    

Pierwszy dzień juwenaliów zakończył się bardzo miło. Po Hydropolis poszliśmy na mały spacer po okolicy, a potem wstąpiliśmy na obiad do pobliskiej przytulnej restauracji. Dużo rozmawialiśmy, chociaż czasem zdawałam się zamyślać, biegnąc myślami w dalekie strony. Miko zauważał to, dyskretnie dając mi o tym znać pytaniem czy jakimś szturchnięciem mnie nogą pod stołem, co nie raz wprawiło mnie w lekki śmiech. Kiedy czekaliśmy na rachunek, telefon bruneta się rozdzwonił. Czarek miał do niego sprawę z montażem jego filmów, więc musiał do niego podjechać. Cóż, nie chciałam im już przeszkadzać, więc po zapłaceniu za posiłek pożegnaliśmy się, ale na koniec padło od niego pytanie:

— Czekaj, podwiozę cię. Nic się nie stanie jak zjadę do niego kwadrans później.

— Nie trzeba, wrócę sama. Ale dzięki bardzo za wspólną połowę dnia — odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem.

— Nie dasz się namówić?

— Uznajmy, że chcę zrobić cioci niespodziankę — dodałam, po czym puściłam mu oczko i pomachałam mu, chwile potem kierując się do wyjścia z restauracji.

Udało mi się wpaść w ostatniej chwili do autobusu, który zawiózł mnie całkiem blisko mieszkania cioci. Lokum było zamknięte, bo jego właścicielka jeszcze nie wróciła z pracy, ale za niedługo powinna być. Otworzyłam drzwi, zostawiając je w zamku od środka. Zdjęłam buty i podreptałam do siebie, by przebrać się w swoje ulubione spodnie dresowe i luźną koszulkę, czyli w mój domowy outfit. Ciocia przyjechała półtorej godziny później, ale widząc jej zmęczony wyraz twarzy, starałam się nie wchodzić jej zbytnio w drogę. Odgrzałam jej obiad z lodówki i nalałam do szklanki zimną colę.

— Dziękuję ci, dziecko drogie. Nie wiem co bym bez ciebie dzisiaj zrobiła — uśmiechnęła się w podziękowaniu i zakopała się pod swój cienki, miękki koc.

— Gdyby coś jestem u siebie — dodałam i wróciłam do pokoju.

Stojąc po środku pomieszczenia i patrząc się na moje biurko, coś mnie ruszyło. Wzięłam swój notatnik i otworzyłam na rysunku Mikołaja, który jeszcze nie był skończony. Cofnęłam się myślami do chwili w tej magicznej sali w Hydropolis.

Było tak klimatycznie i… romantycznie.

Czułam się tak błogo i pragnęłam, by ten moment nie kończył się zbyt szybko. Chwyciłam ołówek i zaczęłam dopracowywać swoje dzieło, uprzednio znajdując właściwe zdjęcie w swoim telefonie. Pilnowałam cieniowania i dodawania w odpowiednich miejscach światła, by całość wygląda dobrze. A przynajmniej tak, jak widzę to swoimi oczami.

***

Szybko zasnęłam, więc szybko się obudziłam. Chociaż bardziej to zostałam obudzona przez moją ciocię, która kilka minut po ósmej rano wparowała mi do pokoju, odsłaniając zasłony na oknach.

— Zuzka! Wstajemy! Nie marnujemy czasu! — zawołała tak, jakby budziła żołnierzy do porannych ćwiczeń. 

— Ciocia… Czemu już… — przewróciłam się na drugi bok.

— Po co marnować piękną majową sobotę na wylegiwanie się w łóżku? — w jednej chwili ściągnęła ze mnie pościel.

— Hej! — podniosłam się do siadu i popatrzyłam na kobietę uśmiechniętą od ucha do ucha.

— Co hej? Wstajemy! Ubieramy się i jemy śniadanie! A potem spędzamy cały dzień razem! Co ty na to? Ze swoja starą ciotką spędzisz chyba ten jeden dzień wspólnie? — zrobiła błagające oczka.

— Tak, spędzę — wywróciłam oczami, a potem zaśmiałam się — Czemu zawsze mówisz o sobie jako “stara”? Przecież dopiero za rok masz pięćdziesiątkę, a to nie jest jakiś straszny wiek…!

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz