Rozdział 19

603 37 8
                                    

Uciekłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Nie dość, że pęcherz dawał mi do wiwatu, to jeszcze chyba naprawdę dostałam okresu (to wczoraj, oczywiście było zmyślone). Gdy wreszcie usiadłam i załatwiłam co miałam załatwić i okazało się, że okres jak na wezwanie pojawił się w postaci kilku solidnych kropel na dolnej bieliźnie.

— Super… Gorzej już być nie może, ale przynajmniej będę miała realną wymówkę — westchnęłam, zaglądając na małą suszarkę w poszukiwaniu zmiany bielizny.

Wzięłam szybki prysznic i ogarnęłam się do okresowego porządku, owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Na szczęście nie było Norberta w środku, więc ponownie zakluczyłam się i swobodnie przebrałam się w resztę ubrań, którą miałam ubrać do kościoła. Wyszłam tuż przed wyjazdem, bo musieliśmy podjechać do innego, bo ten nasz był w trakcie remontu. Dodatkowo na ścianach miały pojawić się murale autorstwa znanego włoskiego malarza, który się w tym specjalizował, więc było tam kupa pracy do zrobienia.

Na mszy niestety musiałam siedzieć obok chłopaka i mojego taty, który patrząc na nas wydawał się być bardzo zadowolony. Młody Hryniewiecki nie przepuścił żadnej okazji do dotknięcia mnie (zazwyczaj za udo lub tyłek) lub wyszeptania mi do ucha jakiejś uwagi odnośnie mszy (i nie tylko). Czekałam na moment zakończenia tej morderczej godziny, która ciągnęła się przez wieczność. Wreszcie wyszliśmy stamtąd, a ja czym prędzej udałam się do samochodu rodziców. Przyjechaliśmy na dwa samochody, więc była to dla mnie ogromna ulga, ale nie teraz, kiedy do nas miał się dosiąść mój koszmar. Zagryzłam wargę i odsunęłam się jak najdalej od niego, patrząc tylko przez okno i obserwując jak inni zmierzają do swoich domów świętować zmartwychwstanie Chrystusa.

W domu oczywiście już na każdego czekał półmisek wypełniony niemal po brzegi składnikami świątecznego barszczu. Jedynie dla mnie było mniej startego chrzanu, bo zwyczajnie nie przepadałam za nim. Miejsce miałam obok przyszłego chłopaka, a potem narzeczonego, wybranego przez ojca dla mnie. Czułam się okropnie w jego towarzystwie, że przez większość posiłku siedziałam zamyślona, analizując jakim cudem wcześniej był dla mnie taki miły i kochany. A w razie słów skierowanych do nas, grałam niczym aktor mający na koncie pięć, a nawet dziesięć Oscarów.

— Pięknie razem wyglądacie — stwierdziła pani Joanna, patrząc na nas z zachwytem.

— To była oczywista rzecz już od początku, mamo — wtrącił chłopak, natychmiast obejmując mnie ręką w talii i przyciągając do swojego boku.

— Cudownie! Ty to masz głowę do nich, Grzesiek — skomentował tata Norberta, zakładając ręce na swój łagodny, ale piwny brzuszek i uśmiechnął się szeroko do naszej dwójki.

— Przecież tyle lat się przyjaźnili! A najlepiej jest wyjść za mąż za przyjaciela, prawda Zuzanno? — mój ojciec zgromił mnie wzrokiem, a to, że zwrócił się do mnie po pełnym imieniu to wcale mnie nie zdziwiło.

— Tak, masz rację — skinęłam potulnie głową, skupiając uwagę na w połowie zjedzonym półmisku z barszczem.

— Kochana, czemu nie jesz? Okres cię męczy? — spytała moja mama.

— Tak, drugi dzień jest również dla mnie ciężki — położyłam dłonie na podbrzuszu, bo jak na zawołanie poczułam całkiem silny ból.

— Dam ci tabletkę, bo nie mogę patrzeć na ten twój wyraz twarzy, jakbyś była skazana na śniadanie wielkanocne z nami — rodzicielka uśmiechnęła się i po chwili zniknęła w kuchni, otwierając szufladę z lekami pod blatem.

Cóż, poniekąd tak jest... — dodałam w myślach.

— Że też musiał cię akurat teraz trafić, no szkoda… — mruknął pan Wojciech, mierząc mnie intensywnie wzrokiem.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz