Rozdział 18

587 38 27
                                    

Marzec zleciał niewiarygodnie szybko, a trochę po rozpoczęciu kwietnia nadeszły święta wielkanocne. Zjechałam na ten czas do domu, bo obiecałam to rodzicom. Niby zapowiadały się jak każde inne, ale jednak takimi nie do końca były.

Dzień przed świętami, czyli w Wielką Sobotę, po południu zatrzymał się przy naszym domu błyszczący, niczym z salonu srebrna beemka, którą zaobserwowałam zza okna w kuchni, gdy parzyłam sobie herbatę. Z niej dumnie wysiadł dobry kolega mojego taty, później jego żona, aż finalnie pojawił Norbert we własnej osobie. Przełknęłam ślinę, szczypając się co chwilę i powtarzając sobie, że to sen, jednak to była czysta rzeczywistość. Po chwili dał się dzwonek do furtki, że mnie podskoczył żołądek.

— Słyszę słyszę! Idę do was! — mój tata w skowronkach wybiegł z salonu, gdzie siedział na kanapie, oglądając telewizję — Chodźcie! — przycisnął guzik otwierania, po czym wyszedł im na powitanie.

— Grzesiek! Kopę lat! Nareszcie cię widzę! — zawołał jego przyjaciel.

— Wojtek! Wreszcie! — dał się słyszeć charakterystyczny dźwięk po zbiciu mocniej piątki, a potem pewnie musieli się męsko przytulić.

— Dzień dobry — wtrącił się głos Norberta.

— Witaj, kochany! Wchodź do środka, no już! — mój zadowolony tata go pogonił, a ja wiedziałam, że mój czas na podsłuchiwanki właśnie się skończył.

Kiedy miałam się odwrócić i przejść do swojego pokoju, niespodziewanie poczułam dłonie na swojej talii. Momentalnie wzięły mnie nieprzyjemne dreszcze, kompletnie inne od tych, którymi dość często i nieświadomie obdarowywał mnie Mikołaj. Wzdrygnęłam się, gdy ciało chłopaka przylgnęło do moich pleców, a on sam bardziej wtulił się we mnie.

— Tęskniłaś, mała?

— Norbert, co ty wyprawiasz... — powiedziałam cicho, chcąc się ostrożnie wyrwać.

— Jeśli chcesz, żebym cię puścił, chyba wypadałoby najpierw odstawić wrzątek na blat, mam rację? — szepnął mi do ucha, odgarniając moje włosy na drugi bok.

Zrobiłam, co zaproponował, ale po paru sekundach obrócił mnie przodem do siebie i niebezpiecznie pochylił w stronę moich ust.

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Tęskniłaś za mną, Zuzia?

Próbowałam się z nim szarpać, ale on tylko zacieśnił uścisk, blokując mnie swoimi ramionami.

— Nie uciekaj. Albo może ucieknij. Ale dzisiaj ja razem z moim rodzicami spędzamy noc w twoim domu, więc mogą dziać się różne rzeczy — mruknął w moje usta, a ja słysząc zbliżające się kroki w naszą stronę i coraz głośniejszą rozmowę, odepchnęłam go od siebie i odruchowo zakryłam piersi rękami.

— Widzę, że już rozmawialiście. Stęskniliście się za sobą, mam rację? — tata Norberta wyszczerzył się w naszym kierunku, po czym klepnął nas oboje po ramieniu i ruszył za moim ojcem do salonu.

— Nawet mój tatuś podtrzymuje moje pytanie. Mam rację? — zlustrował mnie wzrokiem, po czym nagle zniknął mi z oczu.

Zaczerpnęłam głębokiego oddechu i ledwie trzymając się na nogach oparłam się pośladkami o blat kuchenny. Sięgnęłam po pustą szklankę na suszarce przy zlewie, po czym nalałam wody z kranu i wypiłam duszkiem całą jej pojemność. Przypomniały mi się wydarzenia z dwóch lat temu, które nie potrafią wyjść mi całkowicie z głowy, a przynajmniej tak, bym nie odczuwała do nich żadnych emocji.

— Kochanie, wszystko w porządku? — w kuchni pojawiła się moja mama i spojrzała na mnie czule.

— Tak, w porządku. Trochę słabo mi się zrobiło, ale to przez kiepski dopływ powietrza. Pójdę się przewietrzyć — uspokoiłam ją, wysilając się na drobny uśmiech.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz