28. ja ciebie cholernie kocham

103 6 11
                                    

Odwiedził wad króliczek wielkanocny!
Nie mówcie nic autorce 🤫
Drugi rozdział dzisiaj jeszcze o 17

Uchyliłam powieki mając nadzieję, że to co się stało wczoraj było tylko snem. Miałam nadzieję, że jestem u siebie w pokoju, a w drzwiach stoi Mason. Jednak po otworzeniu szerzej oczu ujrzałam szarą rzeczywistość. Bolesną prawdę. Dziwiłam się, że budzik mi nie dzwonił. Było za jasno. Spojrzałam na ekran telefonu. Budzik dzwonił mi cztery godziny temu. Japierdole..

Wstałam do siadu. Miałam już wszystko spakowane oprócz śpiwora. Zwinęłam go i wcisnęłam do plecaka. Zaciągnęłam komin na nos. Bluzę zapięłam i zarzuciłam na głowę kaptur. Przebrałam jeszcze spodnie na czarne bojówki. Rozejrzałam się po pokoju. Chciałam zostawić porządek po sobie. Wszystko już było w nienaruszonym stanie. Odstawiłam plecak za drzwiami, a ze sobą wzięłam paczkę fajek i zapalniczkę. Jeszcze przed opuszczeniem Duskwood chciałam zapalić. Opuszczając Duskwood nie będę już częścią tego śledztwa. Wszystko będzie jak po staremu. Oby.

Wyszłam tak jak zawsze przez okno w kuchni na dach. Stanęłam na krawędzi dachu spoglądając w dół. Ściągnęłam komin w dół po czym wsadziłam papierosa między wargi. Od razu go podpaliłam i zaciągnęłam się. Wiedziałam, że to jest trujące. Ale jedyny lek. Jak widać wczoraj nie pomogło.

Peta rzuciłam na ziemię i wróciłam do środka budynku. W kuchni stał chłopak. Stanęłam w progu drzwi. Coś mnie powstrzymywało by pójść dalej. Westchnęłam. Na samo wspomnienie co wczoraj się stało czułam wstręt do siebie. Jak mogłam tak powiedzieć. Nie odwracając się już nawet powiedziałam:

- Przepraszam. - wydusiłam z siebie przyciszonym głosem. - Nie powinnam tego wszystkiego mówić. Po prostu byłam pod wpływem emocji. To nie była prawda. Przepraszam cię za wczoraj. - odwróciłam się, aby spojrzeć na niego. Jake się nawet nie odwrócił. Byłam pewna, że miał maskę. - Rozumiem. Wracam do siebie. Odcinam się od śledztwa. Pójdzie Ci to na rękę. - powiedziałam ciszej i wyszłam z kuchni. Po chwili już stałam przed drzwiami do biura.

Nim chwyciłam za klamkę poczułam, jak chłopak przywiera mnie do ściany, która zakończała korytarz. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy.

- Carmen nie obwiniaj się. - czułam jak łzy zbierają mi się do oczu. - Jesteś nam potrzebna. Jesteś...

- Jestem kluczowa w tym śledztwie. - nie dałam mu dokończyć.

- Zostań, proszę. Sam wczoraj byłem później pod wpływem emocji i powiedziałem za wiele. - czułam, że to do czegoś dąży.

- Jak to wszystko się skończy odejdę. - pomiędzy nami zastała cisza. - Nie będę sprawiała problemu. - czekałam aż coś powie. Nie wiem czego oczekiwałam.

- Carmen nie sprawiasz problemu. - jego głos brzmiał tak łagodnie. - Wysłuchasz mnie? - skinęłam delikatnie głową. - Odkąd inni dostali Twój numer wiedziałem, że odegrasz kluczową rolę. Gdyby nie ty nie zaszlibyśmy tak daleko. Nie wiadomo jakby to wyglądało. Jesteś nam potrzebna Carmen. - poczułam ciepło na policzkach. - Jesteś mi potrzebna, Carmen. - jestem pewna, że nie miałam tego usłyszeć. Od razu zrobiło mi się gorąco. Chłopak chwycił za maskę. Ścisnęłam oczy.

- Nie ściągaj maski. Jest to niebezpieczne. - okręciłam głowę na lewą stronę.

- Ufasz mi? - drugi raz to samo pytanie.

- Ufam. - odpowiedziałam półgłosem. - Nie ściągaj maski. - dalej miałam zamknięte oczy.

Chłopak nic nie powiedział. Po chwili poczułam jak Jake chwycił moją prawą rękę. Przyciągnął nią do swojej twarzy i położył nią na niej. Dzięki temu miałam pewność, że chłopak zdjął maskę.

- Spójrz na mnie. - jego głos był bardziej wyraźny. Miał poranną chrypkę. - Otwórz oczy, Carmen. - nie zamierzałam tego robić.

- Im mniej wiem tym lepiej. To jest zbyt niebezpieczne, Jake. - nie zabrałam swojej ręki nawet jeżeli już nie czułam jego na swojej. Nigdy się mu nie przyglądałam, a jedyne co o nim wiedziałam to, że miał kruczoczarne włosy.

- Carmen, proszę otwórz oczy. Nie musisz się bać. - nic nie powiedziałam. Czekałam aż odejdzie, aż nałoży maskę. - Ufam Ci, Carmen. - poczułam jego ciepły oddech na swojej twarzy.

Poczułam jego dłoń na policzku. Chwycił za komin jednak się wahał. Jakby nie wiedział czy może. Lewą ręką złapałam za jego dłoń. Skoro Phil mnie widział bez komina to czemu Jake by nie miał? Jednak ja nie mogłam sobie pozwolić, aby spojrzeć na niego. Im mniej wiedziałam tym lepiej. Zaczęłam ściągać komin przez głowę w górę. Po chwili nie miałam na twarzy materiału.

- Caro, ja... - byłam bliska, aby otworzyć szeroko oczy.

Nikt mnie tak nie nazwał od ponad dwudziestu lat. Nawet jeżeli chłopak mówił coś dalej ja go nie słuchałam. Jedyna osoba, która tak na mnie mówiła to była moja mama. Biologiczna mama. Kiedy jeszcze żyła mówiła do mnie w ten sposób. Jednak nacieszyłam się tym tylko przez niecałe pięć lat. Chorowała już od kiedy była nastolatką. Dopiero po ciąży choroba się pogorszyła. Była nienormalnie szczupła. Jeździła po szpitalach. W końcu choroba wygrała, a ja straciłam mamę. Przytulałam nią kiedy wypuściła z siebie ostatnie oddechy. Tata nie mógł patrzeć jak ona umiera. A ja byłam w jej objęciach. Pamiętam jej ostatnie słowa: "Caro, obiecaj mi że nie ważne co by się nie działo nie poddasz się. Jesteś silna. Jestem z ciebie dumna kochanie.". Potem już jej z nami nie było.

Poczułam nadmiar łez pod powiekami. Nogi miałam jak z waty. Nie mogłam nic zrobić.

Poczułam jego dłoń na moim podbródku. Okręcił moją głowę przodem do jego. Oczy ciągle miałam zamknięte.

- Caro, znaczysz dla mnie więcej niż myślisz. - w końcu się odezwał. Ja nic nie robiłam. Nie mówiłam. Nie miałam siły. - Nie umiem tylko zrozumieć dlaczego, ani co to za uczucie. To jest naprawdę dziwne. - słuchałam go uważnie analizując każde słowo. - Nawet nie wiem jak to ująć. - wydawał się być trochę zmieszany. Nie potrafiłam się odezwać. Więc czemu tyle pytań i słów rzucało mi się na język? - Caro? - brzmiał na zmartwionego. - Odezwij się, proszę. Zrób cokolwiek.

- Ja... - uchyliłam usta chcąc coś powiedzieć jednak nie wiedziałam co.

- Zależy mi na Twoim bezpieczeństwie. - te słowa opuszczały jego usta z taką swobodą. - Dlatego tu jestem.

- Nie mówisz tych słów tylko ze względu na śledztwo, prawda? - zapytałam. W końcu wypowiedziałam coś sensownego.

- Prawda. - położył swoje dłonie na moich policzkach. Diametralnie szybko zrobiło mi się ciepło. Nie umiałam tego nazwać. - Caro, jest coś o czym chciałbym Ci powiedzieć od dłuższego czasu. - jego głos był przyciszony.

- Co takiego? - czekałam aż powie cokolwiek. Wahał się. Jakby nie wiedział czy to dobry pomysł. Nie naciskałam go, nie pospieszałam. Po prostu czekałam.

- Caro, bo ja... - przerwał niepewnie. Odniosłam wrażenie jakby nie był pewny tego co miał mi do przekazania. - Cholera, zabrzmi to głupio.

- Po prostu to powiedz. - delikatnie się uśmiechnęłam aby dodać mu otuchy.

- Nie wiem co to jest za uczucie, ale jedno wiem. Kiedy jesteś przy mnie czuje dziwne wiercenie w brzuchu. Nie mogę przestać o Tobie myśleć. - poczułam się trochę dziwnie kiedy te słowa wypadały z jego ust w moją stronę. - To trochę głupie, ale... Caro ja cię kocham. - te słowa wyryły się w mojej głowie. Było to możliwe? - Co ja pierdole, ja ciebie cholernie kocham. - i właśnie w tej chwili grunt pod nogami mi się zawalił. To nie było możliwe.

~•~
Tragedia😩

Miłego czytania misiaki 😘
(Jeżeli się wam podoba to możecie kliknąć ⭐ i skomentować, będzie mi miło)

«𝑫𝑼𝑺𝑲𝑾𝑶𝑶𝑫» You brought this story to your life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz