43. Od samego początku

100 7 52
                                    

Dla nocnych czytelników! Widzimy się dodatkowo jutro

Przez skręconą kostkę zdecydowanie nas spowalniałam, a coraz szybciej idący w naszą stronę ogień pogarszał sytuację.

- Chodź do mnie. - uniosłam głowę i powolnym krokiem kuśtykając podeszłam do niego.

Prawą ręką złapał mnie w linii z kolanami, a lewą pod pachą. Złapałam się go za szyję. Poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Coś jakbym zjadła mentosy, a później popiła je colą. To było coś niesamowitego. Dziwnego. Gdyby nie zaistniała ciemność chłopak mógłby zauważyć rumień na moich policzkach. Czemu ten chłopak wywoływał we mnie takie emocje...

Jake skręcił kilka razy. Cały czas trzymał się szybkiego tempa. Po półgodzinie nie było czuć dymu jednak nie mogliśmy mieć pewności, że pożar ustał. Stanęliśmy, a Jake odstawił mnie na nogi.

- Szlak.. - był czymś zdenerwowany. Nie wiedziałam czy w ogóle mogę się odezwać.

- Co się dzieje? - podeszłam do niego starając się nie stawać na lewej nodze. Położyłam dłoń na jego lewym ramieniu.

- Carmen, zostało nam ostatnie wyjście, które nie powinno być zawalone, ani osaczone. - odwrócił się do mnie, a w jego oczach widziałam zmartwienie.

- Wszystko byleby stąd wyjść. - moje kąciki ust drgnęły ku górze.

- Z Twoim stanem jest to nieodpowiedzialne. - złapał się za głowę odchylając nią do tyłu jakby chciał zagłuszyć myśli.

- Dam radę. Albo wyjdziemy razem, albo razem tu zostaniemy. - chwyciłam go za dłoń. Jego wzrok od razu powędrował na mnie. Westchnął po czym się uśmiechnął łobuzersko.

- Ufasz mi?

- Od samego początku.

- Dasz radę iść normalnie? - wskazał dłonią na kostkę.

- Już jest lepiej, więc raczej tak. - stanęłam normalnie czując, że dzięki temu usztywnieniu nie czułam przeszywającego bólu. Zaczęłam iść normalne. Chyba, że przestałam czuć przez adrenalinę, która buzowała, którą czułam w każdej komórce ciała.

- Wyjdziemy stąd. - objął moją głowę we swoje dłonie. Spoglądał mi w oczy. Nie przerywałam tego kontaktu. Spojrzał niżej na moje usta. Koniuszkiem języka zwilżył swoje wargi. Od razu powrócił wzrokiem do moich oczu. Chyba się speszył. Starałam się nie zaśmiać. - Akurat to wyjście jest niedaleko. Nałóż komin. Może się przydać. - czarnowłosy założył swoją maskę na twarz i po chwili szedł przed siebie zerkając co chwilę na mnie. Zaciągnęłam komin. Dzięki Bogu, że nie czułam tego palącego bólu.

Po kilku minutach słyszałam dobiegające połączenie od mojego telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz.

- To Alan. - chłopak stanął.

- Daj na głośnomówiący. - zrobiłam jak kazał. Odebrałam i włączyłam na głośnomówiący.

- Carmen? Oglądałaś wiadomości? - głos Richy'ego wytrącił mnie.

- Richy? Nie, nie oglądałam. Jak się czujesz? - spytałam nie zwlekając na jego odpowiedź czy to on.

- Jak na daną sytuację to aż dziwne, że dobrze, w miarę. Zaraz będą mnie i Hannah zabierać do szpitala. To ten... A! Ogień ogarnięty. Się nie pali. Za niedługo wszyscy się zabiorą stąd to będziecie mogli wyjść, bo podejrzewam, że Jake został odnaleziony. Dzięki stary i przepraszam.

- Spoko. - odpowiedział neutralnie. - Nie sądzę, że Federalni także się zawiną. Dziękuję za informacje.

- Alan już idzie. Widzimy się później! - Richy się rozłączył, a ja spojrzałam na chłopaka.

«𝑫𝑼𝑺𝑲𝑾𝑶𝑶𝑫» You brought this story to your life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz