50. Nasze nazwisko, skarbie?

109 6 7
                                    

Moi kochani czytelnicy,
Przebyliśmy cudowną historię. Dziękuję za wszystko ❤️
Widzimy się dzisiaj ostatni raz w TEJ części pomiędzy 16:00 a 18:00
Buziaczki 😘

- I jak wyglądam? - wyszłam z miejsca przeznaczonego na przebieralnie. Poprawiłam dłońmi klosz białej sukienki ślubnej i spojrzałam na przyjaciółkę. Przez już mój bardzo widoczny brzuch, sukienka wyrażała to. Ledwo powstrzymywała łzy, aby nie rozmazać makijażu. Zakryła jedną dłonią usta.

- Wyglądasz cudnie. - podeszła do mnie. Na głowę nałożyła mi welon sięgający do pasa. Był z białymi piórkami i diamentami. - Pamiętam kiedy to ty mi pomagałaś tak półtorej roku temu. - poprawiła mi jeszcze fryzurę i stanęła naprzeciwko mnie. - Wyglądasz cudnie Carmen. - uśmiechnęłam się do niej. W pokoju rozległo się pukanie.

- Lila, gotowa? - do środka wszedł Matt. Był ubrany w spodnie garniturowe i białą koszulę.

- Gotowa bardziej być nie mogę. - Mason podała mi bukiet z białymi, czerwonymi i jedną granatową różą. Były związane czarną wstążką. Wzięłam głęboki wdech.

Wyszłam na zewnątrz. Miałam do przekroczenia jeszcze jedne drzwi i cała ceremonia się zacznie. Obok mnie stanął mój brat. Spojrzałam na niego.

- Nie stresuj się tak maleńka. Zaraz będzie po wszystkim. Uwierz, kiedyś będziesz to wspominała z dziećmi. - uśmiechnęłam się nie mając siły na cokolwiek innego. Czułam jak skręcało mnie w żołądku od stresu.

Po chwili rozbrzmiał jakiś dźwięk, a my weszliśmy do środka po otwarciu drzwi. W tle leciał marsz weselny. Szliśmy powoli po dywanie. Wszyscy się na nas patrzyli. Na ołtarzu stał mój (jeszcze) narzeczony w towarzystwie Dana. Był ubrany w granatowy garnitur, a pod spodem miał białą koszulę. Na szyi znajdował się czarny krawat. Wyglądał seksownie w tym wydaniu. Brat odszedł na bok, a ja stanęłam na przeciwko Jake'a. Spojrzałam mu w oczy. To była wyjątkowa chwila. Dla nas obojga. Dla mnie. Dla niego. Dla wszystkich. Złączę się na całe życie z kryminalistą.

Ksiądz stanął blisko nas i zaczął swoją regułkę. Po tym przeszedł do przyrzeczenia.

- Ja Jake Donfort biorę Ciebie Carmen Madison za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci. - powtórzył powoli po księdzu. Zrobiłam to samo.

- Ja Carmen Madison biorę Ciebie Jake'a Donforta za męża i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci. - trzymaliśmy się za ręce podczas wymawiania tych słów.

- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. - czułam już powoli napływające łzy. - Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki. - podeszła do nas Jessy z poduszeczką z obrączkami. Jake wziął pierwszy.

- Carmen, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - nałożył obrączkę na serdecznego palca u prawej ręki. Zrobiłam to samo. Po innych formułkach w końcu doszło do jednego.

- A więc uroczyście ogłaszam Was mężem i żoną. Możecie się pocałować. - Jake chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie. Oparł swoje czoło o moje wpatrując się w oczy.

- Gorzko, gorzko, gorzko! - wszyscy goście chórem zaczęli wołać. Bez większego wahania położyłam prawą rękę na jego policzku. Powoli złączyłam nasze usta w namiętnym i czułym pocałunku. Długim i pełnym miłości. Jake stał się drugą połową mnie.

«𝑫𝑼𝑺𝑲𝑾𝑶𝑶𝑫» You brought this story to your life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz