46. Bo nie jesteśmy razem

108 6 27
                                    

Dosyć późno, ale mówiłam, że dla nocnych czytelników ;)

*dwa lata później, 24 grudnia*

Wsiadłam na miejsce pasażera pozwalając chłopakowi kierować moim samochodem. Podałam mu adres domu letniskowego gdzie mieliśmy pojechać na święta. To miały być pierwsze święta od dobrych dwudziestu lat z moją macochą. Zaprosiła mnie w ramach wybaczenia. Oczywiście, że się zgodziłam. Tylko ze względu na mojego brata i niego. Wyglądałam przez okno oglądając śnieżnobiały krajobraz. Śnieg ciągle padał.

Przez ostatnie dwa lata wszyscy się udaliśmy na terapię. Ja, Hannah i Richy musieliśmy przesiedzieć rok w psychiatryku. Nie pytałam ich o nic. Ja musiałam tam być ze względu na liczne ślady po cięciu się, a także wykryli u mnie anoreksję. Także spodziewali się, że mogłabym mieć próbę samobójczą. Jednak nie doszło do tego. Do teraz z Hannah uczęszczamy na wizyty z psychologiem. Żeby sprawdzić nasz stan i czy musimy jeszcze brać tabletki antydepresyjne. Jednak było już coraz lepiej. Nawet Jake był ze mnie dumny.
Od razu jak Hannah i Richy wyszli ze szpitala na następny dzień policja przesłuchiwała nas wszystkich. Oczywiście nie odpowiadaliśmy ma pytania bez prokuratora. Każdy z nas wyszedł z tego dobrze. Jake miał tylko przez rok kuratora na karku, żeby się upewnić czy czasem nie wrócił do swojego hakowania. Jednak całkowicie to rzucił. Był dla mnie ogromnym wsparciem w tym okresie. Po kilku dniach znalazł dobrze płatną pracę. Chłopak zamieszkał z nami. Ze mną i Mason. Byłam zadowolona, że się zgodził. A reakcja Mason wywołała we mnie wielkie wzruszenie. Przyjęła go z otwartymi ramionami. Jednak przez ostatni rok nie miałam żadnego kontaktu z osobami z Duskwood. Wpłynęło to na moją psychikę i samopoczucie. Jednak miałam ich przy sobie. Mason i Jake'a. W sylwestra mieliśmy się spotkać poraz pierwszy od dłuższego czasu, ale znacznie większą ekipą.

- No to jesteśmy. Budzimy się Cameron. - spojrzałam na niego krzywo.

- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a...

- A co? - uśmiechnął się łobuzersko. Jak ja z nim tyle wytrzymałam.

- Ugh. - wysiadłam z samochodu. Zamknęłam drzwi delikatnie i czekałam aż odda mi moje kluczyki.

Podeszliśmy do drzwi i zapukałam widząc, że oni już tu byli. Wygładziłam dłońmi dół czerwonej sukienki, która była mi do połowy ud. Była zwykła smukła, na cieniutkich ramiączkach lekko pomarszczona. Była to jedyna sukienka, którą nosiłam. Jake podarował mi nią na urodziny. Poprawiłam jeszcze ciemnoniebieską, wręcz błękitną jak ocean kokardę na głowie, którą szczepiłam włosy. Na nogach miałam czarne buty na lekkim koturnie, dzięki czemu sięgałam Jake'owi do nosa! Jake miał na sobie czarne spodnie garniturowe i czarną koszulę. Włosy miał roztrzepane, czyli jak zwykle. Nie dał się uczesać. A na nogach miał lakierki, które kupiłam specjalnie na tą okazję. Chciał jechać to musiał się dostosować. Oczywiście, że mu się to nie podobało. Jednak nie miał wyjścia.

Po chwili w drzwiach stanął mój brat. Miał na sobie komplet garniturowy, białą koszulę i krawat. Przytuliłam się do niego po czym weszłam do środka. Ściągnęłam buty i wraz ze trzema torbami prezentowymi przeszłam do salonu. Na kanapie siedziała Vivienne razem z Heather. Obie rozmawiały, a na podłodze na dywanie bawiła się trzy letnia River. Zapukałam do otwartych drzwi, a troje par oczu skupiło wzrok na mnie. Dziewczynka jako pierwsza wstała i podbiegła do mnie z uśmiechem na twarzy.

- Ciocia! - krzyknęła radośnie. Uwielbiałam nią.

- Wykapana mamusia. - spojrzałam na brunetkę i się uśmiechnęłam. - Dzień dobry Vivienne. - wyjrzałam przez okno, a potem zdałam sobie sprawę, że było już kilka minut po dziewiętnastej. - Przepraszam. Dobry wieczór. - poprawiłam się szybko.

«𝑫𝑼𝑺𝑲𝑾𝑶𝑶𝑫» You brought this story to your life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz