XXVI

539 84 8
                                    

A macie kolejny z okazji moich urodzin 💙


- Nigdy więcej mnie tak nie martw Louis, nigdy - Harry przyłożył policzek do dłoni alfy, siadając bardzo niewygodnie, ale to się w tym momencie dla niego nie liczyło - Nie mogę cię stracić, nie ciebie.

- Przecież to był wypadek - przypomniał wypuszczając powietrze - Bardzo niefortunny wypadek.

- Patrz bardziej pod nogi - odparł momentalnie i spojrzał załzawionymi oczyma w te niebieskie - Tak bardzo się skrzywdziłeś.

- Nic nie mów - skrzywił się - Głupia mokra podłoga w łazience.

- Mój alfa - omega mocno przeżyła fakt wstrząśnienia mózgu Louisa, jak i mocno stłuczonej dłoni Tomlinsona.

- Ja mam za to najwspanialszą omegę, która szybko mi pomogła - pochwalił niebieskooki.

- Przestraszyłem się, bardzo - zamrugał kilka razy - Jeszcze zostawiają cię w szpitalu, ja nie mogę cię zostawić...

- Musisz wrócić do Cliffa, on też cię potrzebuje. Zostawiają na jedną noc, jutro wyjdę jak będzie wszystko dobrze - przypomniał - A ty po mnie przyjedziesz.

- To takie ciężkie - przysunął się do szatyna - Jeszcze pewnie się martwisz o treningi...

- Bardziej się martwię o reakcję trenera. Przez tę głowę mam zakaz wysiłku do końca tygodnia minimum - westchnął - To jest moja szansa... Nie chcę jej stracić.

- Nie stracisz jej - pokręcił głową - Nie masz poważnej kontuzji nogi, potrzebujesz tylko chwili, a oni ci ją dadzą i będą tak samo zmartwieni jak ja. Jesteś ich świecącą gwiazdą, tak wiele zrobiłeś na ostatnich meczach.

- Dobrze, że to nie noga... Wtedy bym oszalał - wzdrygnął się.

- Tak, to nie jest noga - uniósł minimalnie kącik ust i zacisnął swoją dłoń na nadgarstku Louisa.

- Kocham cię - alfa w końcu wysilił się na cień uśmiechu.

- Kocham cię - odpowiedział momentalnie.

Harry został z Louisem do momentu, aż ten nie zasnął i nie zrobiło się dość późno. Alfa był wyraźnie wyczerpany i osłabiony, a brunet niechętnie wstał. Tylko rozsądek pchał go do domu, bo mimo wszystko był tam Clifford, który go potrzebował.

Jego myśli mimo to były przy Alfie, nawet kiedy leżał w łóżku i miał psiaka przy sobie. Clifford też wyczuwał, że coś jest nie tak i był tak samo markotny.

- Jay - podjął też bardzo męską decyzję, dzwoniąc do swojej prawdopodobnie przyszłej teściowej.

- Harry, co za niespodzianka. Co słychać? - zagadała kobieta.

- Chciałbym powiedzieć, że jest super i fajnie - pogłaskał psiaka - Louis jest w szpitalu.

- Jak to Louis w szpitalu? Zrobił sobie coś na treningu? Mam przyjechać? - było słychać panikę w głosie starszej omegi.

- Nie, nie, nie. Znaczy, oczywiście możesz przyjechać, bo Louis pewnie się ucieszy z twojej obecności i zapachu - może alfa by nie przyznał tego na głos, ale doskonale sobie zdawał sprawę że ten jest syneczkiem mamusi - Poślizgnął się w łazience i upadł. Ma stłuczoną mocno rękę, szytą głowę bo trochę poleciało krwi i wstrząśnienie mózgu.

- Boże mój szczeniak - sapnęła - Przyjadę do was jutro, będzie w domu czy zostaje w szpitalu?

- Do południa powinni go wypisać i mam po niego pojechać, jak go zostawiłem to spał - tłumaczył z cierpliwością - I czułem powinność zadzwonienia do ciebie, jesteś jego mamą.

When We Were YoungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz