XLV

809 70 1
                                    

Ich dom w Doncaster był przepełniony ludźmi. Cała rodzina przyszła, a do tego Payne'owie nie mogli ominąć poznania bliźniaków, przez co było dość tłoczno, a przede wszystkim głośno. Każdy chciał poznać Kenzo i Franka.

Harry cały czas miał obu chłopców na oku, jego instynkty były wyostrzone. Nie spodziewał się, że nawet najbliżsi będą dla jego omegi w minimalny sposób zagrożeniem.

Na szczęście po wzroku Louisa widział, że ten też kontrolował sytuację, nie będąc obojętnym na to co się dzieje.

W ich rodzinie pojawiło się naprawdę wiele szczeniaków. Miło było widzieć jak pojawia się powoli kolejne pokolenie, a kwestią czasu było kolejne powiększenie się go.

- Ocho, już za dużo innych zapachów - Harry z łatwością przejął Kenzo, który wyjątkowo jako pierwszy zaczął marudzić w ramionach Jay.

- Frank pewnie zaraz pójdzie w ślady brata - zapowiedział Louis, spoglądając na Anne.

- Właśnie widzę jak zaczyna marszczyć nosek - Anne powiedziała dość niechętnie, podchodząc powoli w stronę Louisa.

- Wszystko jest dla nich nowe - Louis był tego świadomy - Ale dobrze sobie poradzili z taką ilością osób.

- Bardzo dobrze - Harry kilka razy z czułością ucałował policzek swojego synka - Dobrze, że poczekaliśmy ze wcześniejszym przyjazdem, bo mógłby być gorzej.

- I tak nie mogliśmy się doczekać - zaśmiała się Jay - Ale w końcu mogliśmy ich poznać.

- Pierwsze spotkanie jest najbardziej emocjonujące - Harry podszedł do swojego męża i zanucił w stronę małego alfy, który wyjątkowo dłużej marudził od swojego brata.

- To prawda, ale dziadkowie chętnie będą pomagać - zapewnił Mark - Tak samo jak pomagaliśmy i dalej to robimy u Lottie.

- Wiemy tato, ale na razie potrzebujemy czasu tylko w naszym małym gronie - Louis bujał delikatnie małym ciałkiem w ramionach - Ale będziemy pamiętać.

- Chyba czas się zbierać - stwierdziła Lottie, wiedząc że chłopcy są zmęczeni i znając doskonale takie sytuacje - Wystarczająco wrażeń jak na pierwszy raz.

- Masz rację Lottie, dajmy już im odpocząć - Desmond poparł kobietę - Przecież jutro też dzień i możemy odwiedzić maluchy.

- Już bez tłoku dla nich - dodała od siebie Gemma, popierając pomysł.

- Dziękujemy, że to rozumiecie - Harry nie chciał otwarcie ich wypraszać z domu, mimo że już sam odczuwał ogromne zmęczenie.

- Wiemy jak jest - Lottie puściła im oczko, po czym z Lewisem zajęli się swoimi szczeniakami i udali do wyjścia.

Chwilę to trwało, ale już kilkanaście minut później małżeństwo zostało same z bliźniakami, które dosłownie na zawołanie przestały marudzić, co tylko potwierdzało ich przypuszczenia. Zmęczone szczenięta, to złe szczenięta.

Harry wtedy mógł ich w spokoju nakarmić, a ci jeden po drugim zasypiali dosłownie w czasie jedzenia. To tylko pokazywało jak dużo swojej energii zużyli.

- Geny tatusia na sto procent - szepnął brunet, tuląc do piersi oba szczenięta, lubiąc ich ciężar na sobie.

- Są mieszani - protestował alfa - Są naszą uroczą mieszanką.

- Mieszanka mamy i taty? - spojrzał jak mógł na śpiących chłopców - Może trochę racji masz.

- Jak będą starsi to dopiero zacznie wychodzić co i jak - alfa czuwał przy ich boku - Zmienią się jeszcze i to mocno.

When We Were YoungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz