XL

559 83 1
                                    

Wspólnie wybrali szpital, który obaj czuli że jest najlepszy. Może i poród w prywatnej placówce nie był tani, jednak ta posiadała wszystko czego oni wymagali.

Louis czuł mimo wszystko większą ulgę, wiedząc że jego bliscy będą w najlepszych rękach, w końcu chciał aby wszystko przeszło pomyślnie.

Przyszły też w międzyczasie pierwsze luźne rozmowy o imionach, co okazało się cięższe niż obaj sądzili. Nie chcieli nic popularnego, ale też nic wymyślnego.

- Na pewno nie nazwiemy naszych dzieci tak jak Elon Musk to zrobił - prychnął Harry, po przeczytaniu kolejnej bzdury, jaką jeden z najbogatszych ludzi na świecie napisał.

- To głupota - pokręcił głową Louis - Trzeba pamiętać, że oni pójdą do szkoły i nie chcemy nieprzyjemności od rówieśników.

- Więcej niż głupota - odłożył telefon - I internet wciąż szaleje przez nasze szczeniaki.

- Naprawdę? - zdziwił się - Że ludziom się to nie znudziło.

- Nazywają je baby Tommo - dodał - Urocze, nie powiem że nie.

- Wiesz co by się działo, jakby dowiedzieli się, że ich jest dwójka - prychnął pod nosem - Świat chyba nie jest na to gotowy.

- Kompletnie nie, nawet bardziej niż ty - zaczął się odrobinę droczyć.

- Ze mną już jest lepiej - przypomniał - Już jest bardziej podekscytowanie niż strach. Choć dwójka dalej brzmi jak wyzwanie.

- Będzie spore - spojrzał na wypukłość - Jestem już tak duży, że nawet nie mam siły chodzić na nasze spacery. A plecy umierają.

- Mamy połowę czerwca, jeszcze trochę - uniósł kącik ust - A ja mam zaraz mecz wyjazdowy...

- Jadę - powiedział niemalże od razu, nie zastanawiając się nad niczym i głaszcząc Clifforda, który akurat podszedł.

- Najpierw lekarz - zaznaczył - Potem decyzja. Na szczęście do Francji, więc w razie co pojedziemy i odpuścimy samolot.

Zielonooki pokiwał głową zadowolony, następnego dnia omega też siłą wyciągnęła Louisa z domu, w jego jedyny, pełny dzień wolny od jakiegoś czasu. Louis śmiał się, że jest pełna energii w przeciwieństwie do poprzedniego dnia, gdzie wiele dolegliwości dawało o sobie znać.

Nie wiedział kompletnie gdzie brunet go prowadzi, ale sam widok takiego Harry'ego, sprawiał że szedł bez marudzenia, trzymając w jednej dłoni, tą omegi, a w drugiej smycz Clifforda.

- Coś ty wymyślił? - spytał w końcu.

- Zaraz się przekonasz - odpowiedział tajemniczo, kiedy kierowali się do wyjścia z parku.

- Brzmi serio tajemniczo - westchnął, ufając brunetowi z całego swojego serca.

- Na pewno się nie spodziewasz - tego był pewien, kiedy przeszli w końcu do celu - To jest wytwórnia i mam sale nagrań wynajętą na kolejne trzy godziny...

- Będziesz nagrywał piosenkę? - spojrzał na męża, rozszerzając oczy, bo rzeczywiście się tego nie spodziewał.

- Właśnie to zamierzam zrobić, a ty z Cliffordem będziecie moim oparciem - wyszczerzył się, ukazując dołeczki w policzkach.

- W takim razie czeka nas dobra zabawa i trochę pracy - uniósł kącik ust - Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć twój głos w pełnej piosence.

- Miałem tyle miesięcy, żeby się przyszykować i nie zawiodłem się - jego dziennik był pełen świeżych tekstów, pomysłów, a głowa melodii.

Zaraz weszli do studio, gdzie Harry wpisał się na listę i dostał klucz do zarezerwowanego miejsca. Byli tam pierwsi, jeszcze przed producentem, który miał czuwać nad nagraniami i ładnie zgrać muzykę z głosem omegi.

When We Were YoungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz