XLIV

422 56 0
                                    

Trzy dni później mogli wyjść ze szpitala. Chłopcy przybierali na wadze powoli, a reszta ich parametrów była w normie. Louis przyszedł z dwoma nosidełkami, które były jednocześnie fotelikami do samochodu i pomógł Harry'emu wszystko ogarnąć.

Pokarm u omegi powoli się rozkręcał i widać to było coraz mocniej, przez co szczeniaki też były dobrze odżywione.

- Zobacz Lou, mają body z logo twojej drużyny - Harry zanucił, podnosząc Kenzo.

- Przeurocze - skomentował alfa - Moi przystojni chłopcy. Manchester byłby z was dumny.

- Są trochę za duże, ale nic z czym mama by sobie nie poradziła - przytulał do swojej piersi omegę.

- Będą na dłużej po prostu, pewnie i tak wyrosną w oka mgnieniu - westchnął.

- Pewnie tak, ale nie pozwolimy aby nie mieli coś z twojej drużyny - podał chłopca Louisowi.

- Oczywiście, że będą mieli. Muszą kibicować porządnie tacie - zaśmiał się - Prawda Frank?

Zaraz oba szczeniaki zostały bezpiecznie przełożone do nosidełek. A oni mogli wyjść ze szpitala. Louis dosłownie miał dwie ręce zajęte, trzymając dwa nosidełka i czując ciężar ich dzieci w swoich dłoniach.

Omega otwierała mu wszelkie przejścia, aż do podziemnego garażu, który zapewniał im prywatność i brak ciekawskich spojrzeń. To było to czego potrzebowali w tamtym momencie.

Tutaj już Harry mu pomógł z przypięciem szczeniaków na tyle pojazdu, zabezpieczając je bezpiecznie.

Po tym mogli ruszyć z parkingu. Louis był ciekawy, kiedy omega zorientuje się, że nie jadą do wynajmowanego domu. To trwało dłuższą chwilę, ponieważ Harry ciągle miał uwagę na ich szczeniakach, sprawdzając czy ci się dobrze mają, nic im nie przeszkadza.

Alfa był za to skupiony na drodze, aby nie pomylić trasy i nie jechać naokoło. Nie chciał dodatkowo obciążać rodziny przedłużoną trasą.

- Lou? Ale to nie trasa do naszego domku - Harry w końcu przerwał ciszę, widząc że są w kompletnie innej części miasta.

- Jak to nie? To trasa do naszego domu - uśmiechał się.

- Do nasz... Nie - sapnął, kiedy doszło do niego o co Louisowi chodzi - Mamy pozwolenie, naprawdę?

- Tak, wszystko jest gotowe żebyśmy się wprowadzili. Są już meble i podpięcie do mediów. Monitoring, alarm i brama automatyczna z czytnikiem tablic rejestracyjnych - wyjaśnił.

- Chyba się znowu popłaczę - powiedział pełnym emocji głosem - Nasz dom Lou, wychowamy w naszym domu dzieci.

- Tak, od samego początku będą w bezpiecznym miejscu - potwierdził - A my będziemy razem tworzyć tam wspomnienia.

- Chyba lepszej informacji nie mogłem dostać dzisiaj - chrząknął - Ale... Ale budynek będzie bez naszego zapachu dla chłopców.

- Są nasze rzeczy - dodał - Miałem kilku pomocników, którzy zaczęli je przenosić w dniu narodzin chłopaków.

- Nasza rodzina - otworzył mocno oczy - Wszystko w tajemnicy przed biednym Harrym.

- Przed Harrym, który miał dużo na głowie - poprawił.

- Dzieci, ale ty resztę - zmarszczył nos - Ale w pewnym sensie to rozumiem

- Wszystko dla was - skręcił zaraz i byli już pod swoim nowym domem.

Budynek zachwycał, cały teren ogólnie to robił, ponieważ oni nie szczędzili na tym miejscu i swoim komforcie, wiedząc że to miejsce będzie ich i dla ich bliskich.

When We Were YoungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz