P. V / KOMFORTOWO NIESTABILNY GRUNT

45 6 0
                                    

James odmówił wstania skoro świt następnego ranka. Miał za sobą stresującą przeprawę i ogromny konflikt moralny. I czy tego chciał, czy nie to w jego głowie wciąż na nowo i na nowo rozgrywało się kilkanaście różnych scenariuszy. Teoretycznie królował ten, w którym naprawdę pociągał za spust i patrzył, jak jedyne, co pozostaje z Blacków to szkarłatna plama na drewnianym parkiecie. Jak Orion i Walpurga żegnają się z życiem myśląc, że zabija ich przypadkowy pirat. Jak odebrałoby im to możliwość skrzywdzenia kogokolwiek innego. Świat byłby lepszym miejscem bez starszyzny Blacków i wyjątkowo nie było to niezwykle uprzedzone podejście Jamesa, ale czysty fakt. Jak odebrałoby im to możliwość dokończenia dzieła. 

Bo to, że Jamesa nie było w domu, gdy przypuszczono atak na jego ród to był tylko czysty zbieg okoliczności. I to pozostawiło go z wiecznym pytaniem z tyłu głowy. I nie, o dziwo nie było to naiwne myślenie, że może zmieniłby losy własnej rodziny. Wiedział, że w tamtym momencie był rozpieszczonym dzieckiem z dobrego domu, który szermierkę czy strzelectwo trenował tylko, gdy był do tego zmuszany. Tamten James nie stanowiłby żadnego wyzwania nawet dla najgorszego pirata świata. Nie. W głowie Pottera utknęło pytanie czy świat byłby lepszy i czy z nim byłoby lepiej, gdyby umarł tamtego dnia ze swoimi rodzicami. I każdego dnia starał się, by odpowiedź na to pytanie brzmiała "nie".

Jeszcze przez chwilę chciał mieć wszystko i wszystkich w poważaniu. Chciał poleżeć z zamkniętymi oczami ciesząc się ciepłym światłem wpadającym przez okna jego kajuty po prostu wczuwając się w znajome, delikatne kołysanie morza. Chciał zapomnieć o tym, że zaraz będzie musiał ponownie mierzyć się z Blackami mając w sercu nową dawkę złości. Bo z wściekłością na to, że odebrali mu rodzinę żył od dłuższego czasu. Potrafił zamaskować własne uczucia w tej kwestii. Potrafił skupić się na większym obrazku. 

Ale Potter zawsze miał lepsze zdanie i więcej wiary w swoich przyjaciół, niż w siebie. Zawsze wiedział, że siebie da przetargać przez najgorsze błoto czy ścieki, ale nikt nie miał prawa choćby źle pomyśleć o kimś mu bliskim. Dlatego James jeszcze nie wiedział, jak poradzi sobie z Blackami i z ich nienawiścią do Syriusza za to, że wyrwał się spod ich jarzma. Bo nawet jeśli sam Syriusz nie był tego jeszcze jakimś cudem w swojej bańce świadomy to James widział jak na dłoni, że Orion i Walpurga nidy nie spojrzeliby na powrót syna przychylnie. Dla nich równie dobrze kula mogłaby przeszyć jego czaszkę jeszcze na balu. Ba, taka wersja aktualnie byłaby im pewnie bardziej na rękę.

Myśląc o Syriuszu James uświadomił sobie, że nie widział go od kiedy odstawili szopkę w rezydencji Blacków. Co było o tyle zaskakujące, że Black najlepiej z ekipy znał właśnie Pottera i naturalnym powinno być, że to jego towarzystwa będzie szukał na statku po tak skomplikowanej sytuacji, z którą musiało wiązać się jeszcze więcej skomplikowanych uczuć. Syriusz znał całą ich ekipę mniej czy bardziej. Z każdym zamienił chociaż kilka słówek, które pozostawały przynajmniej neutralne bądź podszyte ironią. Zazwyczaj te rozmowy były jak najbardziej pozytywne, ale James nie chciał wykluczać Lupina z ich grona, więc musiał zaniżyć poprzeczkę.

Z drugiej strony James dalej nie rozumiał irytacji, którą widział na twarzy przyjaciela, gdy go "porywali". Zgadywał jednak, że być może Syriusz potrzebował tę irytację przepracować na własny sposób i chwilowo po prostu nie chciał go widzieć. I że Black odnajdzie go, gdy będzie na to gotowy i gdy będzie tego potrzebował. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli ich łajba była spora to przestrzeń na niej nie była nieskończona. Dlatego James zdecydował się po prostu wstać i szybko doprowadzić do chociaż względnego porządu. Może i był piratem, ale z pewnością nie chciał śmierdzieć jak oni. Z ciągu przemyśleń wyrwało go pukanie do mahoniowych drzwi.

Gdy tylko krzyknął zaproszenie, drzwi otworzyły się ukazując rudą kitę Lily Evans. Potter spojrzał tylko z rozczuleniem na wygibasy przyjaciółki, która trzymając w obu dłoniach kubki z parującą kawą, próbowała poradzić sobie z klamką za pomocą łokcia i z drzwiami za pomocą barku. Z razu ruszył też jej z pomocą, co skończyło się tym, że Evans zrobiła półobrót na pięcie i wyszła na korytarz. James ruszył za nią, zamykając za sobą drzwi i czekając na wieści, które ruda mu przyniosła.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz