P. XXXVI / KSIĄŻKA Z REZYDENCJI

17 4 2
                                    

Rozmowa z Regulusem odbijała się Jamesowi po wnętrzu czaszki i nie chciała opuścić jego myśli. Było coś łamiącego serce w sposobie, w którym Black opowiadał o swoim rodzinnym domu. O tym, jak bardzo nie pozwolono mu na wyrażanie jakiejkolwiek indywidualności pod groźbą kar. O tym, jak bardzo perfekcja i ideał były ważniejsze od bycia człowiekiem. James przecież to wiedział. James znał podejście Oriona i Walpurgi do własnego rodu. Widział urywki tęsknoty za tym, kim młode pokolenie Blacków mogłoby być, gdyby ktokolwiek zapytał czego tak właściwie od swoich żyć chcą. Gdyby ktokolwiek dał im jakikolwiek wybór.

 Potterowi kiedyś udało się poskładać całkiem solidny obrazek z pojedynczych, rozmarzonych i rzucanych ze smutnym uśmiechem komentarzy Narcyzy. Z całego serca uwielbiał Tonks, gdy ta pojawiała się kolejnego dnia na uczelni z włosami w absurdalnym kolorze. Ba, nawet w pełnych pogardy i wyższości komentarzach Bellatrix potrafił odnaleźć nigdy nie wyuczoną umiejętność nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z kimkolwiek. Każda z dziewcząt z rodu Blacków stanowiła żywe, pełne nieustającej żałoby mauzoleum dla istot, którymi mogłyby być.

I pozostawała kwestia Syriusza. James słyszał tyle razy o tym, jaki chłód i arogancja panują w rezydencji Blacków. Na własne oczy widział, jak rodzice karali Łapę za to, że się buntował. Że wyłamywał się ze schematu. Że posiadał własny charakter i myśli, którymi nie bał się podzielić. Że był głośny i był sobą. I jasne, Potter widział w tym ogromny wpływ Effie i Fleamonta. Fakt, że Syriusz zawsze miał zapasowy dom był niczym wiatr pod jego skrzydłami.

Regulus takiego wiatru w swoim życiu nie miał. Od najmłodszych lat widząc krzywdę Syriusza, starał się uniknąć jego losu przez co zapędził się w róg, z którego nie potrafił wybrnąć. W jego głosie, gdy wspominał o tym, że nigdy nie nawiązał żadnego emocjonalnego połączenia z jakimkolwiek wyrywkiem sztuki, znajdowała się jedynie rezygnacja. James rozumiał na logicznej płaszczyźnie, że nie jest odpowiedzialny za czyjeś dzieciństwo. Że nie jego obowiązkiem było uratowanie Regulusa z rodzinnego domu, gdy ten nawet o ratunek zwyczajnie nie prosił, bo nie wiedział, że powinien. Wiedział też że magicznie nie naprawi chłopakowi całego dzieciństwa. 

Ale gdy grali razem i wydurniali się przy fortepianie poprzedniej nocy, Potter zauważył w Regulusie zalążek tego, co mogło być prawdziwą miłością do sztuki. Początkiem odnajdywania w księgach, obrazach czy muzyce pocieszenia i ucieczki od rzeczywistości. Więc James podjął najlogiczniejszą jego zdaniem decyzję. Zamierzał zadbać o to by ta mała iskierka zmieniła się w buchający życiem ogień. Przez dobrych kilka godzin James próbował zlokalizować w swoim życiu utwór, który pomógł ukształtować go jako człowieka. Który stał się podwaliną jego osobowości. 

Decyzja, że przekaże Regulusowi książkę była jedyną logiczną. Nie mógł przecież nauczyć go grać utworu, bo ten zaburzyłby ciszę Oriona i Walpurgi. A obrazów nie malowało się w na tyle mikroskopijnych formatach, by Black dał radę wnieść nowy artystyczny nabytek do rezydencji bez służby powiadamiającej o tym od razu jego rodziców. Zadecydowanie, którą książkę James chciał Regulusowi podarować, było jednak zupełnie inną zagwozdką, która wybijała Pottera z rytmu. Chłopak walczył sam z sobą, bo wiedział, że coś, co ukształtowało jego, mogło okazać się całkowicie obojętnym dla Regulusa. Dlatego przez chwilę próbował się bronić przed przekazaniem Blackowi czegoś naprawdę ważnego, zwyczajnie ze strachu o negatywną opinię o czymś tak niezwykle ważnym dla niego.

James uśmiechnął się pod nosem i pokręcił z niedowierzaniem głową, gdy uświadomił sobie, jak bardzo zaczęło zależeć mu na opinii Regulusa. I jaki przeskok ich relacja zrobiła w ciągu raptem miesiąca. Jego serce wiedziało, co da chłopakowi na długo przed tym, zanim jego mózg zdążył nadgonić. Bo przecież James Potter nigdy nie bał się ryzyka. Nigdy nie bał się skakania na głęboką wodę. I nigdy nie pozwalał ludziom na zniszczenie czegoś dla niego cennego. Więc dlaczego miałby zacząć bać się teraz? Dlaczego miałby dać tylko na wpół przemyślany prezent? Gdzie w głębi serca przecież czuł, że Regulus nigdy nie zrobiłby celowo czegokolwiek by go zranić. Nogi Jamesa poniosły go do pokoju Lupina i ciche pukanie wybrzmiało po jeszcze śpiącym domu.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz