P. XVIII / TO NIE BYŁ MÓJ BRAT

30 5 0
                                    

James starał się nie myśleć o tym, jak idiotycznie złe wrażenie zrobił, gdy wprowadził Regulusa do kuchni, z której ostatnio korzystała Effie w towarzystwie służby. Potter mógłby przysiąc, że gdy zamarł zaciskając palce na prześcieradle przykrywającym niewielki stolik i dwa towarzyszące mu fotele, prawie usłyszał śmiech matki odbijający się po ścianach pomieszczenia. Effie kochała gotować dla innych i w każde danie wkładała całe swoje serce. Zwykła też mawiać, że nie ma problemów, których nie rozwiązałaby filiżanka dobrej herbaty, trochę miłości i szczera rozmowa. 

James nie potrafił nawet zliczyć ile razy siedział z matką przy lekko uchylonym oknie, na fotelach, które właśnie odkrył i rozmawiał o życiu. O swojej przyszłości. O swoich problemach. Effie rozumiała własne dziecko tak dobrze, że Potter nie musiał nawet niczego mówić. Wystarczyło, że usiadłby na swoim miejscu, a Effie dołączała do niego tak szybko, jak tylko mogła. Matka nigdy nie umniejszała jego zagwozdkom, ale zawsze dawała radę rozbić jego problemy na mniesze sprawy, z którymi James łatwiej sobie radził.

Regulus nie komentował absolutnie niczego, choć kilka niezwykle nieprzyjemnych komentarzy cisnęło mu się na usta. Zignorował kurz, który wzbił się w powietrze, gdy Potter ściągnął z kilku mebli prześcieradła. Z ogromną niepewnością zajął jeden z odkrytych foteli, obserwując Pottera uważnie, gdy ten uchylał okna żeby przewietrzyć pomieszczenie czy zapalał ostrożnie kolejne lampy rozświetlając powoli coraz większą część pomieszczenia.

 Black musiał przyznać, że nie rozumiał z tej sytuacji absolutnie niczego. Jasne, mógł założyć, że James wybył z miasta po porwaniu Syriusza i kazał zaryglować rezydencję. Tylko, że warstwy kurzu, które zebrały się na absolutnie każdej powierzchni jasno sugerowały, że nikt do rezydencji nie wchodził od kilku ładnych miesięcy. Tylko, że dlaczego jedyny dziedzic własnej fortuny miałby nie korzystać z bogactwa, które uzyskał w spadku?

Było coś niezwykle słodko gorzkiego w szybkości z jaką James odnalazł wszystkie potrzebne składniki. Choć na widok smutnej, zapleśniałej cytryny w spiżarni prawie złamało mu się serce. O tyle dobrego, że cukier, miód czy ususzone laski wanilii nie miały jak się popsuć. Ręce Jamesa działały prawie bez zastanowienia i z miejsca odnajdywały potrzebne szafki i składniki. Potter miał wrażenie, że wszechświat z całych sił zaciskał dłonie na jego sercu tylko po to żeby zobaczyć kiedy pęknie. Tylko, że chłopak nikomu nie zamierzał dawać takiej satysfakcji. Nawet siłom wyższym.

Widok parującej herbaty i jej zapach wybijał się na tle suchej i pustej kuchni. Prawie jakby w rezydencji na nowo pojawiła się kropla realnego życia. Regulus zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy zajął fotel, na którym zawsze siadał James. Sam Potter nie potrafił jednak przełamać się do tego by zająć miejsce Effie, dlatego oparł się jedynie o podłokietnik mebla i zaczął zagajać Regulusa na najbardziej błahe tematy. Black musiał przyznać, że pomimo całej nienawiści, którą tak bardzo chciał nosić jako tarczę wobec Jamesa, po jego ciele rozlało się ciepło, którego w pełni nie mógł przypisać samej herbacie.

- Myślę, że za fantastyczną przyjemność przedstawienia cię słodkiej herbacie trochę należą mi się jakieś wyjaśnienia - zauważył w końcu ze śmiechem James patrząc na Regulusa bez grama osądu w oczach. -  Wiesz, jakby nie patrzeć włamałeś się do mojego domu - zauważył chłopak ze wzruszeniem ramion doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Effie i Fleamont pomogliby nawet włamywaczowi, bo uznaliby, że przecież nikt z własnej woli nie włamuje się do czyichś mieszkań jeśli miałby inną opcję.

Regulus nie sądził, że nienawidzenie Jamesa będzie tak trudne. Dopóki chłopak był tylko konceptem w jego głowie - zrobienie z niego tego wielkiego złoczyńcy było banalnie proste. Tym bardziej, że sława poprzedzała Pottera. Liczne historie o jego wyczynach, bójkach w barach, pijackich zachowaniach czy lekceważeniu ważnych spotkań. To wszystko składało się na postać człowieka bez żadnej głębi, bez zrozumienia dla otaczającego go świata. Człowieka, którego łatwo było nienawidzić, bo nie miał żadnej cechy, która w jakikolwiek sposób by go ratowała.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz