P. XXI / PODĄŻANIE NA DACH ZA SZALEŃCEM

18 4 0
                                    

- Mam piec z tobą ciasto? Upadłeś na głowę? - spytał Regulus, gdy pierwszy szok w jego głowie przeminął i zostało mu zderzenie się z rzeczywistością, że James naprawdę właśnie go o to zapytał. - Od gotowania ma się służbę - dodał takim tonem, jakby była to największa oczywistość świata.

- Nie posiadać podstawowych umiejętności potrzebnych do przeżycia w dzisiejszych czasach to jak uciąć sobie własne ręce. Zwłaszcza, że arystokracja zdaje się ostatnimi czasy padać jak muchy - dodał udawanie grobowym tonem James, ale w słowach tych znajdowało się ziarno prawdy, na którym żaden z nich nie chciał się w tamtym momencie skupiać.

Jakby nie patrzeć obaj pochodzili z rodów, które padły ofiarą ataku piratów. Nawet jeśli tylko jeden z tych ataków był prawdziwy i zebrał krwawe żniwo, to taka częstotliwość pojawienia się wrogów na ich terenie z pewnością była anomalią, która każdemu logicznie myślącemu człowiekowi wrastała się w skraj świadomości. 

James musiał przyznać, że mówiąc to jedno zdanie, dokładniej przyglądał się Regulusowi. Potter nie spodziewał się, że Orion i Walpurga wszem i wobec ogłosiliby w swoim rodzie, że nasłali na kogoś piratów. Ale jeśli istniał jakikolwiek skrawek możliwości, że Regulus wiedział o ataku albo był częścią jego planowania to James zwyczajnie nie chciałby tej relacji kontynuować. Nie potrafiłby tego zrobić bez wiecznego poczucia, że naprawdę bruka pamięć własnych rodziców. I wtedy chęć pomocy i ochrony brata przyjaciela przepadłaby w jego sercu raz na zawsze.

Bo James dalej nieco nie potrafił zrozumieć, co dokładnie przywiało Regulusa pod jego drzwi. Czy była to kwestia tego, że dosłownie poszedł w ślady starszego brata, gdy poczuł się samotny i zdradzony, więc wylądował na ganku u Potterów? Czy była to kwestia wyrzutów sumienia związanych ze świadomością zniszczenia czyjejś rodziny przez członków własnego rodu? Czy była to jakaś chora chęć ponapawania się tym, jak bardzo ktoś sobie tak naprawdę nie radził, gdy został pozbawiony rodziny? James solidnie obstawiał tę pierwszą opcję, ale na razie pozostałych nie chciał jeszcze tak lekką ręką wykluczać i zbytnio opuszczać gardy.

Tylko, że w oczach Regulusa na te słowa odnalazł ogrom smutku i lęku. Nic więc, co dawałoby mu podstawy do myślenia, że chłopak wiedział o ataku. Raczej jedynie reakcję, której spodziewał się po młodym członku arystokracji, który jeszcze nie do końca rozumiał świat i mechanizmy jego działania i po prostu martwił się o swoich najbliższych - bo jakby nie patrzeć cała jego rodzina i wszyscy jego przyjaciele pochodzili z wysokich rodów. Czyli teoretycznie byli na świeczniku i mogli stać się ofiarami następnych ataków. Lęk, którego Regulus nie nosiłby w sobie, gdyby wiedział, jak wyglądała prawda.

- Jesteś niesamowicie frustrującym człowiekiem Potter - uznał tylko chłopak patrząc na swojego rozmówcę z lekkim rozbawieniem i próbując nie myśleć o tym, że gdyby James zaproponował mu realnie wspólne próby wypieków to prawdopodobnie by się na to zgodził. Tylko po to by spędzić nieco więcej czasu w towarzystwie jego ciepła.

- Cała przyjemność po mojej stronie - zasalutował leniwie James na co Regulus przewrócił nonszalancko oczami. - Zgarniesz proszę tacę z naszymi herbatami? Chciałem ci pokazać coś, co myślę, że ci się spodoba - dodał chłopak, z miejsca podchodząc do kominka żeby ugasić ogień i sięgnąć po pęk kluczy, który leżał na kuchennym blacie.

- Ponownie, zadanie od którego powinieneś mieć służbę - zauważył Regulus, a mimo to i tak chwycił tacę, którą podał mu James i ustawił na niej dzbanek pełen świeżej herbaty i ich dotychczasowe kubki.

- Widzisz kogokolwiek poza nami w tej okolicy? - zapytał pół żartem pół serio Potter. - Niestety w tym wypadku będziemy musieli dać sobie radę sami. Ale spokojnie, nawet nikomu nie powiem twojego wielkiego sekretu, że raz w życiu niosłeś sobie i komuś herbatę.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz