P. IX / WYGLĄD WAŻNEGO DZIEDZICA

19 2 0
                                    

Może była to kwestia delikatnego przechylania się pokładu na falach, może była to kwestia pełnego orzeźwienia i nieco słonego wiatru, a może James po prostu dostał udaru słonecznego od leżenia czy siedzenia obok Remusa przez pół bożego dnia. Liczyło się jednak tylko to, że wieczorem z głowy Pottera wyleciały wszystkie wątpliwości. Dzięki temu, że jego ekipa wymusiła na nim odpoczynek, miał więcej niż wystarczająco czasu na zmierzenie się ze swoimi własnymi myślami dotyczącymi całej sytuacji. Słowa Remusa dały mu też sporo do przetrawienia i zaoferowały perspektywę, którą do tej pory skutecznie ignorował.

Bo to przecież nie James miał problem z Syriuszem. To nie James pojawił się w czyjejś przestrzeni i nadużywał gościny. Potter był u siebie, wśród ludzi, którzy bez wahania oddaliby za niego życie i których on kochał z całego serca. I tylko to się liczyło. Wszyscy, jakby nie patrzeć, byli też dorośli. A to po stronie osóbki, która ma problem powinien leżeć obowiązek skonfrontowania się z tym problemem i wyciągnięcia ręki by przegadać sytuację. Dlatego James nie zamierzał więcej martwić się stanem Blacka. Nie zamierzał brać na siebie całej jego złości, smutku i zdezorientowania. Nie w sytuacji, w której z jakiegoś powodu stał się złoczyńcą.

Dlatego James przez najbliższych kilka dni całkowicie ignorował Syriusza. Śmiał się z pozostałymi członkami załogi, dbał o to by podróż odbywała się gładko i ćwiczył szermierkę z Pandorą albo Remusem. Gotował razem z Mary tylko po to by potem uciekać po korytarzach przed Frankiem, który uznał coś za absurdalnie niejadalne. Wspinał się na reje tylko po to by skakać z nich na bombę do wody, gdy Evans patrząca na połowę mokrej od stóp do głów ekipy tylko krzyczała punkty za styl, celność i lądowanie. Robił dokładnie to, co robił wcześniej tak wiele razy, niezależnie od tego czy Syriusz Black był na Huncwocie czy też nie.

James miał wiele zrozumienia i wsparcia dla swoich przyjaciół. Gdyby tylko mógł, zabrałby na swoje barki każdy ich smutek, każdą przeszkodę i każdą niedogodność. Zapewniłby im komfortowe, spokojne życia bez złamanych serc, bez traum. I właśnie dlatego, że od zawsze miał wrażenie, że znajdowało się w nim tyle dobra, że aż mu się go ulewało, potrzebował Remusa. Potrzebował kogoś, kto sceptycznie podchodził do każdej nowej, nieznanej sytuacji. Kogoś, na czyj szacunek trzeba było sobie zapracować. Kogoś, kto nie bał się zatrzymać Jamesa i powstrzymać go od ratowania kolejnej osoby tylko dlatego, że dla samego Pottera byłaby to autodestrukcyjna ścieżka. Lupin był jego głosem rozsądku i James polegał na nim prawdopodobnie bardziej, niż powinien.

Dlatego, gdy Remus wytknął mu, że nie jest odpowiedzialny za wszystkich dookoła i nie musi umniejszać sobie byleby ktokolwiek poczuł się przy nim komfortowo, Jamesowi coś zatrybiło w mózgu. Skoro Syriusz traktował go jak wroga to przecież nie był jego przyjacielem. Więc Potter, niezależnie od tego, jak wiele bólu i wysiłku kosztowała go zmiana nastawienia oraz sposobu myślenia, zamierzał odpłacić mu się pięknym za nadobne.

Cała ekipa poczuła tę zmianę nastawienia. Wszyscy wyczuli tę drobną zmianę w zachowaniu Pottera, który zachowywał się, jakby miejsce przy stole, które okupował Black, było zwyczajnie puste. To Remus w towarzystwie Evans przegadali sprawę z załogą absolutnie bocznymi ścieżkami, w półmrokach korytarzy i w ostojach swoich prywatnych pokojów. Wszyscy zaprzysięgli, że nie będą opowiadać się po żadnej ze stron i że nie dadzą Blackowi odczuć ich niechęci. I zrobili to nie dla samego Syriusza, ale dla Jamesa. I dla tego by chłopak miał szansę usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienia ze strony teoretycznie swojego przyjaciela, zanim oni wszyscy go raz na zawsze skreślą.

Remus przejął na siebie w pewien sposób koordynację pracy na statku. Ot coby James mógł naprawdę odetchnąć pełną piersią i możliwie nacieszyć się czasem na morzu. To on zrobił rozpiskę tego kto i kiedy oraz w jakiej formie ma zająć się Syriuszem. Dzięki temu, że każdy wiedział kiedy może uczyć Blacka konkretnego aspektu żeglarskiej sztuki, chłopak pozostawał zajęty, a jednocześnie nie przeszkadzał w sprawnym sposobie pracy całej załogi i całego statku.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz