P. XXXIV / MUZYKA A EMOCJE

22 3 1
                                    

 Fortepian rzeczywiście był rozstrojony i Regulus skrzywił się słysząc pewne odstępstwa od tego, jak sonata powinna zabrzmieć. Musiał też solidnie skupić się na grze i spróbować przegrać kilka fragmentów zanim usiadł do zagrania całego utworu, żeby zweryfikować, czy da radę ogarnąć fortepian. Większość jego lekcji odbywała się na pianianie, bo to właśnie urządzenie jego nauczyciele uważali za idealne. Miał solidne podstawy z gry na fortepianie i teoretycznie powinien dać sobie radę z odegraniem sonaty. 

Praktycznie jednak nie chciał wydurnić się przed Jamesem. Jasne, chłopak mówił całe te swoje poematy na temat tego, co jego zdaniem było sztuką, a to on sam uparcie tkwił przy idealności sztuki. I serce Regulusa wiedziało, że James nigdy by go nie wyśmiał czy nie próbował pouczać. Jego mózg, przyzwyczajony do skrajnie innych warunków, miał jednak spory problem z przetworzeniem tej informacji.

Ostatecznie chłopak westchnął ciężko i skupił się na grze. Na tym by nacisnąć odpowiednie klawisze w odpowiednim momencie, tak jakby patrzył na nuty. Raz tylko ukradkiem zerknął na siedzącego z nim ramię w ramię Jamesa, który przymknął oczy i wsłuchiwał się w melodię z nieco smutnym uśmiechem. Potter opowiadał o sztuce z pasją i było to coś, czego Black zwyczajnie nie rozumiał. Dla niego utwór był tylko przetworzeniem zapisu z kartek na melodię. Nie czerpał żadnej przyjemności z tego, że grał czy że zagrał ten utwór na tyle dobrze, na ile rozstrojony fortepian mu pozwalał.

- I co to udowodniło? Że potrafię to zagrać z pamięci? - spytał z niewielką dawką ironii, gdy jego palce na chwilę zawisnęły nad klawiszami po skończonej grze.

- Wiesz, że to, co zagrałeś jest formą sztuki - odpowiedział mu na około James, który uparł się, że zmusi Regulusa do rozważań i dyskusji zamiast dać mu odpowiedzi na tacy. - A co powiesz o tym? - zapytał z zawadiackim uśmiechem, który prawie dał radę rozproszyć uwagę Blacka.

James musiał się dość mocno skupić nad utworem, który próbował odegrać. Gra po tak długim czasie przychodziła mu zupełnie nienaturalnie, jakby jego palce zapomniały, jakie wrażenie zostawiają po sobie klawisze. Chłopak poprawił jednak zsuwające mu się z nosa okulary, wziął głębszy oddech i zaczął grać. Regulus nie wiedział, czego miał się spodziewać. Naprawdę nie wiedział. Ale absurdalna kakofonia przypadkowych dźwięków, której ogólny wydźwięk można było porównać do drapania tablicy paznokciami, zdecydowanie nie łapał się pod żadną z opcji, którą rozważył w myślach. 

- Co to było? - spytał wyraźnie zniesmaczony Regulus patrząc na Jamesa jakby opiekunka upuściła go za dzieciaka na głowę albo słoń nadepnął mu na ucho. 

- Twoja ulubiona sonata - odparł ze śmiechem James ignorując pełne niedowierzania spojrzenie towarzysza. - Zagrana od tyłu. Z paroma błędami - dorzucił trochę wyjaśnień chłopak zdając sobie sprawę z tego, że przy tak rozstrojonym instrumencie łatwo było zatuszować błędy stanem fortepianu, ale chcąc pozostać tak szczerym, jak tylko mógł.

- Brzmiała tragicznie - zauważył chłodno Regulus coraz mniej rozumiejąc tok myślenia Jamesa i nie potrafiąc powstrzymać się od myślenia o tym, jak niesamowitego wyczynu dokonał właśnie chłopak.

Bo Potter nie bojąc się braku perfekcji wydawał się przy instrumencie absolutnie nieograniczony. Zapamiętanie utworu i umiejętność jego zagrania z pamięci to jedno. Ale żeby móc na bieżąco tworzyć wariacje wedle własnego upodobania, czy zagrać daną melodię od tyłu względnie poprawnie, to była umiejętność na zupełnie innym poziomie. A tymczasem sam Regulus bał się nacisnąć jeden klawisz zbyt szybko czy w złej kolejności. Kontrast między nimi był po prostu ogromny i Regulusowi zwyczajnie zrobiło się wstyd. Bo przecież gdy wcześniej rozmawiali to on przyjął pełną wyższości pozycję osoby, która teoretycznie posiadała pewne umiejętności. To on kilka razy w tygodniu uczęszczał na wszelkie możliwe zajęcia. Bogowie jedni wiedzą, gdzie przez ostatnich parę miesięcy tułał się James. A pomimo tego jego umiejętności, nawet jeśli nieco zardzewiałe i prowadzące do okazjonalnego błędu, wciąż pozostawały iście niepojęte.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz