P. XIX / PIERWSZE NIEUDANE OBRADY

21 4 0
                                    

Rosier wyglądał jakby Potter właśnie nachlapał mu błotem na świeżo wypucowane buty. I ta fantastyczna, zabawna dla jednej strony dyskusja, mogłaby potrwać przez kolejnych kilkadziesiąt minut, jednak Blackom zależało na możliwie szybkim zakończeniu tematu i przejściu do ich zdaniem ważniejszych kwestii. Jak do kwestii pozwoleń pod swoją fabrykę, do której omówienia James nie zamierzał w ogóle dopuścić.

Jedynym, czego James żałował, było to, że całą tę szopkę musiał oglądać też Regulus. Potter miał nieco nadziei, że chłopak będzie zbyt zmęczony żeby ruszyć się na obrady miejskie, ale była to naiwna nadzieja. Zwłaszcza po wszystkim, co zrobił jego ród żeby zdobyć dla niego miejsce przy stole. Jamesowi szkoda było relacji, która mogła okazać się naprawdę dobrą tak w jego własnym życiu, jak i życiu samego Regulusa, a która musiała ucierpieć na tej nietypowej szopce. I pełne niezrozumienia i irytacji spojrzenie młodego dziedzica tylko Pottera w tym przekonaniu utwierdzało. Bo o bólu, który pojawił się w oczach Regulusa na wspomnienie o jego starszym bracie, James nawet nie zamierzał wspominać.

- Doceniamy wykazaną troskę o nasz ród - oznajmiła Walpurga spokojnym acz doniosłym tonem, który z miejsca usadził wszystkich w pomieszczeniu poza Jamesem, który patrzył na nią z rozbawieniem. Cóż, nawet wśród najstarszych rodów arystokratów Blackowie wciąż pociągali za sznurki. - Nie możemy jednak pozwolić sobie na ustawienie precedensu. Jeśli ruszymy za piratami to narazimy dziedziców innych rodów na podobne sytuacje. Płacąc okup bądź ścigając tych kryminalistów tylko pokażemy, że najlepszym sposobem na ingerencję i zaburzenie działań rady będzie narażanie żyć naszych przyszłych generacji.

James nie musiał rozglądać się po pokoju żeby wiedzieć, że wszyscy przy stole pokiwali twierdząco głowami zdając się na ekspertyzę Blacków. Bo przecież sprawa dotyczyła ich rodziny, to naturalne, że po nich spodziewano się najlepszej jej znajomości. To oni powinni rozważyć wszystkie za i przeciw. To oni powinni zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji i ściśle współpracować ze wszystkimi możliwymi podmiotami żeby odnaleźć dziedzica.

Ale jednocześnie Potter widział, że te skinięcia głowami były zbyt gwałtowne, zbyt krótkie. Bo większość osób znajdujących się przy stole zdawało sobie sprawę z plotek. Zdawało sobie sprawę z tego, co mówiło się o Syriuszu i o sposobie wychowywania, który miał miejsce za zamkniętymi drzwiami Blacków. Wszyscy wiedzieli, że Orion i Walpurga nie byli przykładnymi członkami społeczeństwa czy rodziną, że pod warstwą chłodnej uprzejmości kryły się pokłady wyższości, pogardy dla innych i zerowej tolerancji względem wszystkiego, co odstawało od perfekcji. Po prostu wszyscy bojąc się wpływów Blacków bali się poruszać wrażliwych kwestii w ich towarzystwie. James tego strachu już w sobie nie nosił.

- Równie dobrze możemy ustawić precedens, że można nas atakować i porywać czy zabijać bez żadnych konsekwencji - zauważył James dalej leniwie bujając się na odchylonym fotelu i wzruszając ramionami, jakby taka wizja wcale mu nie przeszkadzała pomimo tego, że paru członków rady spojrzało na niego z irytacją podszytą strachem. - Nie byłoby to zbyt bezpieczne dla kogokolwiek z naszej fantastycznej arystokratycznej klasy, nieprawdaż? - dodał, a jego podkreślenie opinii, którą miał na temat wszystkich starszych rodów wywołało kilka zmęczonych westchnięć.

- W ataku piratów nikt nie został zraniony ani zabity - oznajmiła chłodno Walpurga, a w jej oczach ostrzeżenie już nawet się nie kryło. Było w nich otwarcie wypisane. I może to ostrzeżenie zadziałałoby na kogokolwiek innego, ale James nie miał do stracenia niczego poza własnym życiem. A tego nawet już od śmierci rodziców nie cenił.

- Nikt z waszego rodu. Nikt w tym konkretnym ataku - zauważył Potter przekręcając nieco głowę i patrząc na ród Blacków z rozbawieniem.

Przez twarz Walpurgi przemknął cień strachu, gdy w rozbawieniu Jamesa odnalazła dobrze ukryty atak i oskarżenie. Potter zdawał sobie sprawę z tego, że dźgał przysłowiowego niedzwiedzia i że tylko zachęcał starszyznę Blacków do ponownego napełnienia pirackich kieszeni niewielką fortuną, tym razem za jego własną głowę. Myśl ta swoją drogą dała mu ciekawy pomysł, który wiedział, że będzie musiał omówić z Remusem i Lily. A później z całą ekipą jeśli zdecydują się wcielić ich plan w życie. Bo jeśli ktoś już wyrobił sobie opinię, że jest w stanie nasłać na kogoś piratów, to ta opinia przylgnie do niego na zawsze. I James musiał to tylko delikatnie uświadomić arystokracji znajdującej się w pomieszczeniu.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz