P. XVIII / BUŹKA W KAŁUŻY

26 3 1
                                    

James zdawał sobie sprawę z tego, że Regulus mógł uznać jego nagłe wyjście za dość nietypowe. W tamtej chwili jednak nijak go to nie obchodziło, bo na własnej skórze przekonywał się, że nawet stojąc na otwartym terenie człowiek wciąż może mieć problemy z oddychaniem. Dopiero majaczący się w tle widok gościnnego domku, w którym chwilowo mieszkała jego cała ekipa, dał radę poluzować ucisk, który czuł w sercu i w płucach. Potter wziął ostatni, głębszy oddech czując nieprzyjemne palenie w płucach i możliwie najciszej otworzył drzwi wejściowe. Zawiasy skrzypnęły cicho, ale pierwsze kilka kroków Jamesowi udało wykonać się niemalże bezszelestnie. Nawet jeśli szczęk zamka po zamknięciu drzwi równie dobrze mógłby jego zdaniem być wybuchem bomby.

Potter prawie dostał zawału serca na miejscu, gdy po odwróceniu się od drzwi, które tak powoli i pieczołowicie zamykał przez ostatnich kilka minut, u stóp schodów po odwróceniu się zobaczył Remusa patrzącego na niego jak na skończonego idiotę. Moony nie pożałował mu absolutnie niczego. Od tradycyjnej pełnej osądu pozy, po zaplecione na klatce piersiowej ramiona i wysoko uniesioną brew. Potter za swoją całonocną nieobecność dostał typowy Remusowy pakiet reakcyjny.

- Prawie zaczynaliśmy się martwić - oznajmił pół żartem pół serio Remus tak cichym szeptem, że James musiał się wysilić by go usłyszeć.

Chłopak wzruszył ramionami doskonale wiedząc, że nie miał obowiązku tłumaczenia się przyjacielowi z miejsca swojego pobytu każdej sekundy każdego dnia. Równie dobrze wiedział jednak, że działania Remusa wyrastają z troski o niego i miłości. A takich działań Potter nigdy nie mógłby wyśmiać czy zlekceważyć. James cicho zdjął buty gestykulując nieznacznie i licząc, że Remus zrozumie, że po prostu nie ma o czym mówić. I że gdyby było to przecież dowiedziałby się o tym jako jeden z pierwszych. 

Lunatyk westchnął ciężko i skinięciem głowy wskazał na przylegający do korytarza salon. Jakby nie patrzeć Lupin doskonale wiedział, że kto jak kto, ale jeśli James się uprze, to nigdy się od niego niczego nie wyciągnie dopóki ten nie będzie gotów o tym porozmawiać. Wzrok Pottera podążył w kierunku wskazanym przez przyjaciela i dopiero wtedy chłopak zobaczył zwiniętą w nieprawdopodobnie niewygodną pozycję Evans śpiącą na fotelu.

 - Zasnęła z godzinę temu. Oczekiwanie na twój powrót chyba trochę ją znużyło. Nie mogę jej za to winić - wyjaśnił cicho Remus, a w jego spojrzeniu Potter odnalazł to samo rozczulenie, które wiedział, że pojawiło się w jego oczach.

Potter wziął przyjaciółkę na ręce tak delikatnie, jak się tylko dało i podążył w stronę jej sypialni. Remus bez słowa ruszył za nimi, składając tylko nieco po drodze koc, którym okrył przyjaciółkę kilka godzin wcześniej. Lupin nie musiał czekać na polecenia i gdy tylko dotarli na odpowiednie piętro, od razu wyminął przyjaciela żeby cicho otworzyć przed nim drzwi. Evans mruknęła coś z niezadowoleniem, gdy James odłożył ją z największą pieczołowitością do łóżka, ale jej zgorszona nagłym ruchem i zimnem mina zniknęła z jej buzi, gdy tylko Remus okrył ją kocem.

- Jakieś słowa wyjaśnienia? Cokolwiek? - spytał cicho Remus zwyczajnie martwiąc się o przyjaciela i zdając sobie sprawę z tego, że jakby nie patrzeć czekał ich wszystkich długi dzień.

Bo przecież gdyby mogli to zostaliby na morzu dłużej. Pożeglowaliby po nieco dalszych portach. Ale wrócili do domu, bo mieli zadanie do wykonania. I nie mogli podciąć sobie sami nóg już na samym początku marszu, bo przecież w taki sposób nigdy nie dotarliby do celu.

- Zostałem dłużej zatrzymany w rezydencji - odpowiedział zgodnie z prawdą James, choć sam musiał przyznać, że słowa te zostawiły na jego języku dziwny posmak. Prawie, jakby zjadł coś, co uwielbiał za dzieciaka, ale nie ruszał tego przez ostatnią dekadę i niemal zapomniał tego smaku.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz