P.XXXII / NIECHLUJNA GRA

8 3 0
                                    

Od początku ich spaceru tego wieczoru James wydawał się Regulusowi jakiś dziwnie przybity i markotny. Jasne, chłopak uśmiechał się, żywo gestykulował i cały czas opowiadał kolejne historie, ale na krawędziach jego osobowości brakowało pewnej iskry. Pewnej wyrazistości. Black zdawał sobie sprawę z tego, że stwierdzenie, że znał Jamesa wystarczająco by wiedzieć, kiedy ten wyglądał nieswojo, byłoby w najlepszym przypadku mrzonką. Ich znajomość ograniczała się do nieznacznych skinięć głową na przywitanie w trakcie obrad, udawania, że nigdy nie zamienili ze sobą żadnego słowa, gdy słońce było na nieboskłonie i kilkanastu nocy spędzonych na spacerach, rozmowach i piciu herbaty. 

I jasne, było coś niesamowicie intymnego w możliwości poznania się, gdy opadały wszelkie maski i gdy ich sekrety chronił mrok rozpraszany tylko światłem księżyca. Było coś niesamowicie ironicznego w tym, że Black widział, jak te raptem kilka tygodni znajomości go zmieniło. Zmieniło jego postrzeganie świata, zmieniło jego postrzeganie siebie. James, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, stał się moralnym kompasem Regulusa. Stał się pewnym wyznacznikiem w jego głowie, czy dane działania były odpowiednie, czy należało je przemyśleć. Stał się ideą, dla której Black chciał starać się być lepszym od samego siebie choćby o trochę każdego kolejnego dnia.

I Regulus wiedział, że był idiotą. Wiedział, że nikt normalny nie nazwałby tego, co działo się między nim a Jamesem nawet przyjaźnią. Ba, on sam nie wiedział, jaką łatkę powinien tej niesamowicie dziwnej relacji przypisać. Nie potrafił jednak zaprzeczyć temu, że nie wyobrażał sobie dnia bez spotkania Pottera. Nie wyobrażał sobie nie mieć w swoim życiu tych pełnych iskry oczu, tego rozczulonego tonu, gdy James opowiadał o kimś, na kim mu zależało, tego bólu, który wybrzmiewał za każdym razem, gdy chłopak próbował wspomnieć o swoich rodzicach. James sprawiał, że nawet te najokrutniejsze emocje zdawały się wyglądać pięknie. I tak bezpardonowo był sobą. Nosił swoje emocje na otwartej dłoni, otwarcie mówił co myślał i nigdy nie bał się tego, że ktoś może go źle ocenić. 

Potter był najodważniejszą, najszczerszą i najcieplejszą osobą, jaką Blackowi było dane poznać. I w jakiś pokręcony sposób Regulus miał nadzieję, że wielkie serce Jamesa wystarczy dla nich obu. Że da radę nie tylko bić w piersi samego Pottera, ale też wypełni pustkę w klatce piersiowej Blacka. Regulusa ciągnęło do Jamesa jak ćmę do lampy i chłopak zdawał sobie sprawę z tego, jak destrukcyjna będzie ta znajomość. Jak w którymś momencie powie o dwa słowa za dużo, zrobi coś zbyt znaczącego i sprawi, że Potter się od niego odsunie. Jak złamie mu to serce na tysiące malutkich kawałeczków. A jednak nie potrafił przestać pojawiać się u drzwi rezydencji z nadzieją, że wyrwie wszechświatowi jeszcze jedną noc. Jeszcze jedną rozmowę. Jeszcze jeden dotyk.

Black zdawał sobie sprawę z tego, że między nim a Jamesem były niecałe dwa lata różnicy, bo chłopak był przecież w wieku Syriusza. I że Potter pewnie zawsze będzie patrzył na niego jak na młodszego brata swojego przyjaciela i na nikogo więcej. Dlaczego miałby patrzeć na niego inaczej? Tylko, że nawet ta łamiąca serce świadomość nie była w stanie zabić w zarodku zauroczenia, które rosło w sercu Regulusa. Bo jak inaczej Black mógłby wytłumaczyć to, że jego serce omijało kilka uderzeń za każdym razem, gdy Potter wyciągał do niego rękę żeby upewnić się, że nie spadnie, nie przewróci się czy się po prostu nie zgubi. Jak inaczej mógłby wytłumaczyć tę idiotyczną potrzebę odgarnięcia włosów Pottera z jego czoła delikatnym tonem, za każdym razem, gdy wpadały mu one na twarz przesłaniając nieco okrągłe okulary?

Regulus spędził kilka ładnych popołudni na godzeniu się z tym, w jakim stanie się znajdował. Gdy Barty i Evan zażartowali, że nocami wymyka się do ukochanej prawie nie mógł oddychać. Zupełnie jakby został przyłapany na gorącym uczynku. Zaprzeczył, jasne, że zaprzeczył, bo co innego mógł zrobić. Ale nazwanie Pottera tylko kolegą, który może dołączy do ich ekipy zostawiło cholernie gorzki posmak na języku Regulusa. Przez pierwszych parę dni po uświadomieniu sobie, że darzy Pottera szczeniackim uczuciem, Black miał ochotę zapaść się pod ziemię. Miał ochotę nigdy nie wyściubić nosa poza granice swojego pokoju i zaprzeczyć wszystkim tym nowym emocjom, których nie rozumiał i których nie chciał. Tym emocjom, w których widzał koniec swojej jakiejkolwiek relacji z Jamesem. Pogodzenie się z tym, że nie zmieni tego, co czuje, trochę mu zajęło.

Harry Potter - Era Huncwotów - House of MemoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz