Czyje na górze (2)

94 17 154
                                    

ERNA

Rodzeństwo Rokitów zareagowało pierwsze, Karolina i Marcin rzucili się w stronę strzygi, ale nie mieli szans schwytać jej zanim przekroczyła blankę i wzbiła się w bezkres nieba. Wyciągnęli pistolety z kabur, ale nie zdecydowali się strzelić, Ludwika szarpała się wściekle w łapach strzygi, zbyt wielka szansa, że trafiliby ją. A strzyga była tak odmieniona, że srebrne kule mogły i tak niewiele zdziałać.

Erna nie myślała o tym co robi, nagle po prostu była sokołem i leciała w ślad za skazaną. Pomknęła nad głową Marcina, wracał żeby podnieść brata z ziemi. Karolina z kolei przesadziła blanki, wylądowała zwinnie na balkonie poniżej, po czym ześlizgnęła się dalej w dół muru, gdzie już wyciągał się do niej jeden z ruchomych pomostów. Raróg nie miała czasu dalej śledzić jej drogi, skupiła się na strzydze.

Świat zmienił się, nabrał ostrości, głębi kolorów, dodatkowego wymiaru poprzez zapach krwi ofiary, drżenie piór szarpanych wiatrem. Skupiła wzrok na popielatych lotkach strzygi, zroszonych mgłą czarnej krwi. Dostrzegała jak walka i rany odciskają swoje znamię na ciele skazanej, zmianę w rytmie ruchów skrzydeł, spazmy ranionych mięśni. Czuła wyładowania magii od walczącej Ludwiki, słyszała chrzęst łamanych kości maginki. Gdzieś zza Erny dobiegał trzepot skrzydeł chowańców, ale sokolica była dużo szybsza niż kruki. Wiedziała że jest szybsza niż każda żywa istota latająca na własnych skrzydłach.

Wzniosła się wyżej, zmniejszając dystans do walczących. Zwiększała pułap, instynktownie szukając przewagi wysokości. Pozwoliła, żeby blask słońca odbijał się od jej piór, czyniąc ją niezwykle trudną do wypatrzenia z dołu. Ta część jej umysłu, która urodziła się żeby polować oszacowała odległość od ofiary i uznała, że wystarczy. Morfowała w żar ptaka, złożyła skrzydła, ułożyła ciało jak strzałę i pozwoliła grawitacji zrobić swoje. Czuła pęd powietrza na twarzy gdy jej ciało przyspieszało do zwrotnych trzystu kilometrów na godzinę. Na sekundy przed uderzeniem wywinęła się w powietrzu. Zanurzyła płonące szpony w ciało ofiary, niosąc ze sobą całą siłę uderzenia. Poczuła jak pióra strzygi zajmują się ogniem, a kręgi i żebra pękają pond naciskiem szponów. Nie trafiła dokładnie tam gdzie chciała, ale obrażenia i tak były straszne. Strzyga wrzasnęła, tracąc oddech. Wszystkie trzy weszły w szalony korkociąg piór, płomieni i krwi.

Maginka wypadła ze szponów, bezwładnie koziołkując w powietrzu. Erna oderwała się od ofiary i zanurkowała, chwytając w locie ramiona Ludwiki. Rozpostarła skrzydła stabilizując lot, przywołała ogień do siebie by nie przeszedł na płaszcz i rozwiane włosy maginki. Ludwika pachniała krwią i jadem, nie szamotała się, ale jej ciało drgało w dziwny sposób. Paraliżujące toksyny strzygi nie powinny działać na magów, ale to by nie była pierwsza rzecz, która się nie zgadzała. Dziewczyna była lekka, jednak Erna nigdy nie zdołałaby jej przetransportować na większą odległość, opuściła się więc w stronę najbliższej kamiennej ścieżki rozciągniętej nad czarnym przestworem wody.  Obok nich strzyga spadała, wywijając młynki w powietrzu, pióra furkotały na wietrze. Trzasnęła ciężko o barierkę, padła na kamienie trzy ścieżki od planowanego miejsca lądowania raroga. Ofiara pełzała, usiłując zmusić kończyny do działania pomimo strzaskanego kręgosłupa.

Erna wiedziała, że musi wrócić i zakończyć sprawę. Najpierw jednak posadziła Ludwikę Twardowską na solidnym gruncie. Maginka nie była w stanie ustać na nogach, połamane ręce też nie utrzymały jej ciężaru, gruchnęła więc o kamienie. Lewą część twarzy miała zmasakrowaną, uszkodzona szczęka, poszatkowany policzek odsłaniał różowawą kość i zęby, rozorane oko wypadło z oczodołu. Mimo to Ludwika nie krwawiła obficie. Plus bycia hydromagiem, bardzo ciężko pozbawić ich całej krwi. Musiała też mieć jakieś amulety ochronne, sam płaszcz, który wcześniej zapięła aż po szyję nie był nawet zarysowany, nie łapał też ognia. Maginka odniosła poważne rany, ale nie wydawała się umierająca, wprawny uzdrowiciel mógł ją uleczyć w kilka godzin. Ludwika poruszyła głową, ciemnozielone, zdrowe oko skupiło się na rarogu, nie była zupełnie przytomna, ale nie była też bezradna.

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz