Wojny i wojenki (1)

94 20 162
                                    

LUDWIKA

Czasami Mniejsza Kopuła Czasu była istnym zbawieniem. Dzięki niej mogła się spokojnie skupić na robocie, nie na idiotach pytających ją, co robi w środku nocy na oddziale zakaźnym. A jak na złość to cholernych idiotów na beżowym korytarzu nie brakowało. Ludzie nie mieli co robić tylko siedzieć w szpitalach? Tyle było narzekania na państwową służbę zdrowia a tu północ i pełna obsada. Niemniej, nie mieli czasu wywabiać celu nie wiadomo gdzie. Zegar tykał, a ten rogaty buc musiał jeszcze zamarudzić na rozmowie ze wszechświętym kanibalem. Teraz i oni, i ojciec mieli opóźnienie. Potwory myślały, że pisanie sigili jest takie proste i szybkie? Tymczasem, tutaj trzeba było finezji i planowania. No ale do niektórych nie docierało, że nie zawsze można problemowi dać w ryj i po sprawie. Zwłaszcza jeśli tym problemem była ucieleśniona choroba.

Mirigy były tym rodzajem morów, które roznosiły zarazy i sepsę. Ludzie wciąż opowiadali o nich legendy. O tajemniczym nieznajomym, który przeszedł przez wieś o świcie i zostawił za sobą śmierć. W średniowieczu były pospolite, przez co na swoje nieszczęście ich tkanki trafiły do wielu klasycznych przepisów na farbę. Obecnie były gatunkiem na granicy wymarcia, a nowe powstawały niezwykle rzadko. Dlatego te, które pozostały przy życiu były stare i zaprawione w boju. Jak na złość kluczem w walce było nie dać się dotknąć. Co czyniło starcie irytująco trudnym.

Dlatego ten cholerny rogaty pozer przywdział pełen kombinezon, włącznie z hełmem i teraz testował klasyczne metody. Niech się leje jak tak lubi. Ludwika w tym czasie malowała sigil pułapki. Leżała na podłodze szpitalnego korytarza i pieczołowicie kreśliła glify mrozu. Nad głową stała jej nieruchoma pielęgniarka, którą zatrzymała kopułą czasu akurat, kiedy zamierzała wezwać ochronę. Ostatnie czego teraz chciała, to więcej debili w okolicy. Potrzebowała skupienia. Musiała dobrze ustalić temperaturę, a to wymagało obliczeń, których nie ułatwiała jej relacja na bieżąco od Ramzesa, obserwującego walkę Roberta. Nie była to bynajmniej relacja słowna, ani nic, co by zaburzyło jej własne zmysły. Raczej świadomość wydarzeń, jaka nagle pojawiła się w jej umyśle poprzez jej więź z chowańcem.

Nowo zatrudniona pielęgniarka, która jako jedyna nie zamarła, kiedy spadło zatrzymanie czasu, źle zareagowała na informację, że jest aresztowana. Zamrugała, jej ciemne oczy zalał czarno-brunatny rozkład i skoczyła na biesa. Oczywiście, rogacizna zaczęła od broni palnej. Co wydawało się całkiem logiczne, skoro trzeba było trzymać bydle jak najdalej od siebie. Jednak dwa strzały, które utkwiły w piersi młodziutkiej dziewczyny, sprawiły tylko, że ta zachwiała się nieznacznie, spojrzała na Roberta gniewnie i rozpadła na stado szczurów, które zakotłowały się wokół biesa.

„Jak sobie z tym sobie poradzisz, byczku?" — pomyślała kwaśno i zerknęła w bok. Jeszcze pół metra kaligrafii i zamknie obwód.

„Yyyy".

„Oj, nie panikuj, to jego specjalność" — stwierdziła, choć musiała przyznać sama przed sobą, że trochę się martwiła. Co prawda w tej chwili życzyła Robertowi, żeby cały testosteron wyszedł mu uszami, ale zdychanie od sepsy to była trochę inna sprawa niż soczysty kop w jaja.

Na szczęście nie musiała się długo przejmować. Oczywiście, że sobie poradził. Wyciągnął coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na flagę, jednak poza światłem, wypluło też strumień ognia, dość szeroki, żeby opanować najazd szczurów. Ludwice było trochę żal lekarza, który zastygł w bezruchu, pijąc cole z automatu. Kiedy czas ruszy będzie miał przed sobą niezwykle aktywny pożar ściennych plakatów. Na szczęście pod sufitem były zraszacze. Jeśli system działał, to całe problemy ograniczą się do kąpieli i sprzątania.

Szczury na widok ognia alchemicznego rozpierzchły się i popędziły korytarzem w stronę wyjścia. Zgodnie z planem, ale za wcześnie.

— Ślicznie — syknęła Ludwika, obrzuciła szybkim spojrzeniem nieskończony sigil i błyskawicznie wpisała tam jeden symbol, po czym poderwała się i ewakuowała za róg. Będzie musiała dostosować temperaturę ręcznie. Na maskowanie też nie było czasu, więc zamroziła świetlówki w okolicy. Ciemność musiała wystarczyć.

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz