LUDWIKA
Wmaszerowała do biura Roberta, nie przejmując się takimi detalami jak pukanie. Zamaszyście trzasnęła drzwiami. Naburmuszony Ramzes siedział jej na ramieniu, łypiąc na biesa spode łba.
Rokita siedział akurat za biurkiem, podniósł rogatą głowę i zaraz przekrzywił ją nieznacznie. Odchylił się i chociaż była wściekła, nie mogła zignorować tego, jak napięły się mięśnie pod materiałem koszulki. Robert był cholernie irytującym stworzeniem. Zawsze coś jej przy nim opadało i nigdy nie umiała przewidzieć co to tym razem będzie: ręce, szczęka czy majtki.
Ludwika szybkim krokiem podeszła do biurka, po czym zamaszystym gestem trzasnęła o blat plikiem kartek.
— Coś ty sobie, kurwa, myślał?! — warknęła. — Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś?!
Jego wzrok pobieżnie przebiegł po wierzchniej stronie wydruku, po czym usta mu się wykrzywiły w ironicznym uśmiechu.
— JA miałem mówić TOBIE, że TWOJA rodzina tuszuje masowe żerowanie na nielegalnych ofiarach?
„Tia" — zauważył Ramzes.
„No wiem, przypał, ale to i tak jego wina!"
„Ehe..."
Przerażenie, jakie czuła wczoraj, kiedy ojciec pokazał jej wydruki minęło, ale został gniew. Węgrowie za ich plecami zdołali opracować plan ataku na Źródło Mazowieckich. A teraz okazało się, że do tego zawarli pakt z samym Borutą. Pakt, o którym ojciec powinien był wiedzieć. Pominięcie go na oficjalnej drodze było czymś dużo poważniejszym niż zniewaga. To było budowanie sobie zaplecza do czegoś. Czego? Mogła swobodnie założyć, że chodziło o uniezależnienie się od ojca. Jak? Żaden z możliwych sposobów się jej nie spodobał.
— Ty sobie w kulki lecisz? — prychnęła, opierając ręce na biodrach.
— Nie, usiłuje się domyślić, no bo przecież mi nie powiesz, za co właśnie dostaję opierdol. Za to, że wasze machlojki wyszły na wierzch? Czy za to, że nie ogarniacie swojego podwórka? — odparł. Wydawał się całkiem dobrze bawić. Zdusiła potrzebę starcia mu pięścią tego uśmieszku z ryja. Chociaż pomysł, żeby zatrzymać mu przepływ krwi w ciele, dalej kusił niebezpiecznie.
— Za to, że zamiast dzielić się ze mną wątpliwościami co do mnie i moich bliskich, latasz z nimi go jakiejś tlenionej idiotki! — wrzasnęła. Mogła sobie na to pozwolić, bo gabinet był wygłuszony. Już nie raz krzyczała tutaj do zdarcia gardła.
Bies zasłonił dłonią usta, żeby ukryć chichot, jego zielone oczy pozostawały jednak chłodne.
— Wy naprawdę nie wiedzieliście?
Ze wszystkich sił uderzyła pięściami w blat.
— Bawi cię to?! Naprawdę! Oni chcą nas zabić, mojego ojca i mnie na pewno, być może też moje rodzeństwo, a CIEBIE to bawi!
Myślała, że zaraz szlag ją trafi na miejscu albo że go ukatrupi i będzie się musiała ostro przed Rokitą tłumaczyć. Jednak od dawna nie czuła się tak zła i zawiedziona.
Westchnął, a na twarzy wciąż miał ten przesadnie uprzejmy spokój, aż do wyrzygania.
— Okej, czyli to Węgrowie. Katalin czy Łukasz? Ojciec ci nie powiedział czy paktowali z Borutą za waszymi plecami?
Trudno jej było skupić się na znaczeniu jego słów, jej własne emocje pchały się jej do gardła razem ze słowami.
— Teraz cię to obchodzi? Naprawdę myślisz, że bralibyśmy udział w czymś takim?
![](https://img.wattpad.com/cover/367910843-288-k552124.jpg)
CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
HorrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...