LUDWIKA
Sława przygotowała im „rosołek komfortu", czyli swoją specjalność o nieznanym składzie, po którym Ludwice jakoś zawsze robiło się lepiej. Większość rodziny zebrała się przy stole w wieży ojca. Siedzieli na swoich miejscach, powoli zajadając kolejne łyżeczki i odpuszczało napięcie. Luz paszcza się nie zamykała, tak się nakręciła na ducha areny. Na szczęście napadła głównie na Gabriela, Łucję i Katarzynę, litościwie pozwalając Bartkowi i Ludwice w milczeniu wiosłować łyżką w kluseczkach. Jadalnię wypełniało ciepło kominka, przytłumiony rozmowami trzask płonącego drewna odbiegający z salonu.
Ojca i babci nie było. Starsza zgarnęła ich porcje i zamknęła się ze swoim najmłodszym w gabinecie.
Ludwika wiedziała, że za nic nie zdoła się teraz wymknąć na fajkę, więc na szybko uciekła do toalety, i podrasowała trochę Ramzesa i zostawiła na stanowisku nasłuchowym w wannie. Teraz więc starała się jednocześnie zwracać uwagę na skwaszone miny rodziny, jak i podsłuchiwać zmysłami chowańca ojca i babcię. Rozmowa docierała do niej dużo mniej wyraźnie, bez odgłosów tła, ale i tak lepsze to było niż przegapić taką okazję.
— Powinieneś był go zabić już dziesięć lat temu — głos babci wydawał spokojny, zwyczajny zupełnie jakby komplementowała kuchnię. — Miałeś już wtedy do niego dość kontraktów w żłobku, żeby nie musieć się martwić ciągłością linii. Gdyby Gabriel nie sprowadził wtedy Luz, doszłoby do wojny domowej.
— Po to wyszłaś z wieży? Żeby powiedzieć mi to teraz nie dziesięć lat temu? — ojciec odpowiedział jej równie zblazowanym tonem.
Znowu będą sobie robić pojedynek na to, kogo bardziej nie obchodzi, pomyślała Ludwika i ledwie powstrzymała wywrót oczami.
„Taaa" — przyznał Ramzes.
— Wyszłam z wieży, bo Katarzyna się martwi.
— Ale ty się nie martwisz?
— Na pewno nie Łukaszem, niech go zaświaty przyjmą. To był dobry chłopiec, zdolny, ale bez charakteru.
— A resztą?
W rurze nastała cisza. Ludwika, męcząc swoją miskę zupy, aż czuła napięcie w powietrzu.
— Maurycym? Szczerze, to jestem z niego trochę dumna. Zmodyfikować strzygę tak, żeby pochłaniała i adaptowała nasze moce...
Ludwika nie zdołała powstrzymać prychnięcia, przez co Gabriel spojrzał się na nią jakoś dziwniej.
— To był chyba trochę wypadek przy pracy. One miały być niezniszczalne, jeśli dobrze rozumiem jego notatki. Żeby przetrwać w sferze śmierci, jaką umie zrobić wokół źródła wiła Mazowieckich.
— Największe odkrycia to szczęśliwe wypadki — stwierdziła lekko babcia.
— Powiedz to Marzenie.
— Marzeną to ty się na razie nie martw. Powiedz lepiej, co planujesz zrobić z Katalin?
To było trudne pytanie, Ludwika sama sobie je często zadawała.
— Powinna się na razie uspokoić. Została sama, niedługo poród.
— Wiesz, że w końcu znów ci coś zmaluje.
— Zapewne, ale na razie bardziej mnie martwi zainteresowanie Rady Narodowej tym, co się u nas dzieje. Boję się, że tym razem nie odpuszczą. Czartoryscy się zbroją, podobno sojusz z Sapiehami mają już przyklepany.

CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
HorrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...