HELENA
„Wyrywaj korzenie, inaczej to nie jest pielenie tylko koszenie" - upomniała Helena chyba po raz setny tego dnia.
„I tak zaraz po tym wszystkim przeleje się sigil chwastobójczy" - odparł Niecierpek, po czym złapał zębami kolejny soczysty liść perzu.
Helena wywróciła oczami i przywołała do siebie zagrzebane w ziemi korzenie, o których jej kudłata kosiarka raczyła zapomnieć. Białe, powykrzywiane witki wybiły ponad glebę, w sama porę pod grabie dziewczyny.
Akurat trafił się im odcinek przy płocie gdzie rozplenił się winobluszcz strosząc ostre liście do Heleny i jej sekatora. Przed sobą mieli grządki marchewek, w kilkunastu różnych rozmiarach i z modyfikacjami. To właśnie między nimi kręcił się Niecierpek.
„Słowo daję, zaczynam podejrzewać, że przybyłeś na ten świat tylko po to żeby się nażreć."
„Do tego mam układ pokarmowy. Z resztą, u mnie nie występuje coś takiego jak perystaltyka, żeby treść się przemieszczała muszę nieustannie jeść. Chyba nie chcesz żebym dostał jakiegoś koszmarnego wzdęcia. O wrastaniu siekaczy nie wspomnę" - odparł świnek, po czym złapał się za następną kępkę perzu. - „Tak przynajmniej twierdzi Asklepios."
Helena zerknęła na siostrę, która razem z Walerią siedziała na zamszonym, kamiennym murku oddzielającym pola warzywne od sadu. Przeglądały coś na telefonie. W tym czasie Asklepios i Bajt pracowali nad chwastami wokół obronnego rabarbaru.
„Asklepios wyrywa korzenie, leniwcu."
„Ale nie zauważył, że zbliżają się Elki i sądząc po minach mają kolejną poważną sprawę do przedyskutowania."
„Dzięki" - rzuciła, po czym odwróciła się w stronę skrzyni warzywnych i głośno zawołała:
- Wujku, pomożesz mi? Winobluszcz jest dziś wyjątkowo wredny!
Józef Mazowiecki podniósł się, w rękach miał całą paletę swoich nowych sadzonek pomidorów, Helena uśmiechnęła się bezradnie i pomachała mu sekatorem. Odpowiedział uśmiechem przekazał skrzynkę swojemu mężowi i pospieszył do jej ściany z winobluszczu.
W maju w ogrodzie zawsze było dużo pracy, dlatego nie było zmiłuj. Każdy, kto miał choć trochę wolnego musiał swoje na grządkach odrobić. Magia magią, ale rośliny potrzebowały ręki ogrodnika żeby dobrze rosnąć. Ponadto Józef i Ksawery wypędzili cały żłobek w teren. Ponad trzydzieści dzieciaków pod opieka mamun pieliło, grabiło i przy okazji uczyło się o roślinach.
Magowie zazwyczaj trzymali dystans wobec dzieci, które jeszcze nie przeszły połączenia, zwłaszcza rodzice mieli problem z tym, że według wszelkiego prawdopodobieństwa połowa ich latorośli umrze przed osiągnięciem pełnoletniości. Każda szanująca się siedziba rodu miała swój żłobek, nadzorowany zazwyczaj przez jedną parę, w którym uczono i opiekowano się całym rodowym przychówkiem. Miało to wyrabiać w przyszłych magach poczucie rodowej dumy, przy okazji odciążając emocjonalnie i czasowo większość rodziców.
Józef miał już swoje lata co było widać po jego coraz bardziej okrągłej sylwetce i rozrastających się zakolach, które w końcu zaczynały być widoczne nawet pośród burzy ciemnoblond włosów. Dołączył do Heleny, delikatnie wyciągnął dłoń w stronę najeżonych, ostrych liści. Winobluszcz w jednej chwili się uspokoił, łodygi opadły i rozluźniły się.
- Ma charakterek, ale dzięki temu jest taki skuteczny - zapewnił cierpliwie.
Józef był mentorem Heleny i najbardziej doświadczonym floramagiem w rodzinie.

CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
HorrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...