KORDIAN
— Bartek nie powiedział ci, jaką mu formę zapisał? — zapytał Felix, zestawiając z regału kolejne zakurzone pudło.
— Nic mu nie zapisał — odparł Kordian, zamykając koleje pudło z dziecięcymi cuchami. Darował sobie powtarzanie uwagi kuzyna o tym, że skoro domowiki całe życie czyszczą nasze kible i piorą gacie, to mogą sobie, chociaż wybrać jak chcą wyglądać. Starał się skupić na porządkach. A raczej segregacji przedmiotów zalegających na olbrzymim strychu Poranka. Domowik potrzebował czasu, by w pełni scalić się z posiadłością, ale już sprawił, że podłogi przestały skrzypieć a ściany grozić rozwaleniem. Piromag wiedział, że duszek, kiedy tylko na nowo uformuje swój obraz i tożsamość, to zabierze się za gruntowną odnowę. Nie miał nic przeciwko temu, ale uznał, że lepiej będzie przejrzeć szpargały. Nie wiedział co tu właściwie ma. Felix zaproponował pomoc, tłumaczył mętnie, że i tak miał chwilowo pracownie w trybie oczyszczania po jakimś nieudanym sigilu. Kordian jednak wiedział, że po prostu chciał być obok. Ostatnio Felix był niesamowicie troskliwy. Mag cieszył się z tego, bo sam przed sobą musiał przyznać, że potrzebuje wsparcia.
— Czyli będziemy mieli niespodziankę — stwierdził wesoło metalomag i przyklęknął nad swoim pudłem.
Od kilku godzin siedzieli w mrocznym labiryncie starych skrzyń i duchów dawnego życia ukrytych w pokrowcach zapewne jeszcze przez jego matkę Anastazję, przekonaną, że wszystko może się im jeszcze przydać, skoro musieli liczyć na samych siebie.
— Aha — przyznał, zastanawiając się jak to możliwe, że te wszystkie ciuchy mieściły się w tak małym kartonie. Teraz nie wiedział, jak ma je upchnąć z powrotem. Część nawet pamiętał. Że też matka tego nigdy nie sprzedała? Sweterek z misiem był zabezpieczony magicznie, żeby noszące go dziecko nie ucierpiało na skutek uderzeń mechanicznych. Takie rzeczy potrafiły być warte sporo rzadkiej esencji na rynku. Czy planowali jeszcze jakieś dziecko? Cóż, Kinga była od niego starsza o naście lat. Rodzice tłumaczyli to tym, że wychowanie malucha bez pomocy rodowego Żłobka wymaga czasu i wysiłku. Sam dobijał do dwudziestki, kiedy zginęli, więc kto wie? Mieliby jeszcze ponad sto lat na rozmnażanie. Sto lat na beztroskie życie.
Westchnął cicho, omiatając wzrokiem przestrzeń. Zakurzony półmrok, rzędy kartonów, które za pomocą kilku prostych sigili zdołali poszeregować w zależności od tego, jak bardzo magiczną miały zawartość. Labirynt porzuconych rzeczy, zawieszonych w ciemności, bo ktoś, komu miały służyć, nie żył już albo nigdy się nie pojawił.
— Hej?
Poczuł dłoń Felixa na swoim ramieniu. Przez chwilę patrzył na uroczą twarz, na ciemne, pełne troski oczy i poczuł, jak gardło zatykają mu niewypowiedziane słowa, których jednak nie potrafił uformować ani na ustach, ani w głowie. Metalomag uśmiechnął się czule.
— Przerwa na herbatę?
Kordian odetchnął z ulgą.
— Tak, proszę.
Salon był już zagracony teczkami i pudłami z rozmaitymi papierami. Felix wcześniej zarzucił sigil, który segregował całe to badziewie na zdjęcia, dokumenty, notatki i niemagiczne „chuj wie co". Na szczęście, tej ostatniej kategorii było najmniej. Przez chwilę patrzyli na kolejne pudła pojawiające się koło kanapy i uznali, że chyba wypiją w kuchni. Tam straszyły tylko brudne okna i widok na zdziczały ogródek.
— Gdzie się tych wszystkich sigili nauczyłeś? — zapytał pełen podziwu Kordian znad swojej filiżanki.
Felix uśmiechnął się nieznacznie.
— Zdziwiłbyś się, ile wspaniałych artefaktów można znaleźć w stertach taki pozornie niemagicznych i niepotrzebnych przedmiotów.
Kordian uśmiechnął się.
CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
HorrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...