Delikatne dusze (1)

92 18 96
                                    

ERNA

— Mogłeś mi powiedzieć.

I tyle wyszło z jej bycia tajemniczą. Skapitulowała, kiedy stali już przy furtce konstancińskiej willi, którą właściciel przekształcił na luksusową umieralnię dla bogatych. Prywatny ośrodek, do którego rodziny mogły odesłać chorych krewnych i pozbyć się wyrzutów sumienia. Idealne miejsce do polowania dla morów. Tu właśnie mieli znaleźć fene. Jeśli się przedtem nie pozabijają. Erna nie była fanką tajemnic ani noszenia animozji do walki. A teraz była wściekła, bo dała się zrobić jak idiotka. Skończona nowicjuszka.

Eryk Twardowski westchnął cicho i spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem. Ponad jego głową szumiały gęste liście akacji, a ostre cienie na twarzy wydobywały emocje z jego twarzy.

— I podać ci własną słabość na tacy? Nie na tym polega ta gra.

Gra. Prychnęła. Dalej miałaby zupełny mętlik w głowie, gdyby Robert przed rozdzieleniem nie odciągnął jej na bok i w żołnierskich słowach poinformował, że Eryk o niczym nie wiedział, kuzyni zawarli pakt z Borutą za jego plecami. Dlatego wszystko było tak dziwne i delikatne. Jeśli dobrze rozumiała, to ocaliła mu dupę. Mógłby być choć trochę wdzięczny albo jeszcze lepiej, szczery. Czuła się oszukana i trochę wykorzystana.

— Próbowałam być z tobą uczciwa. — Oświadczyła, zaplatając ręce na piersi.

Mag wydobył z kieszeni przybornik z farbą i nakreślił zawiły symbol wokół zamka. Wchodzili od tyłu, od strony parku, bo tu łatwiej było się ukryć przed kamerami. Nie, żeby to miało jakieś większe znaczenie.

— Doceniam, ale jednocześnie to jest chyba sedno problemu — oświadczył.

Sigil zalśnił srebrnym blaskiem i w jednej chwili wszystkie światła w willi oraz wokół niej zgasły. Furtka otworzyła się z cichym skrzypnięciem.

— A co to właściwie jest za problem? — prychnęła, wchodząc na żwirową ścieżkę przez wypielęgnowany ogródek.

— Taki, że gdybym to nie był ja, to by nic z ciebie nie zostało. — Usłyszała zza swoich pleców.

Ponad nimi, po niebie przemknął czarny kruk. Lenore, chowaniec Eryka. Klasyczne imię, podobało się jej.

— I tak bardzo cię to martwi? — burknęła. Była świadoma, że niebezpiecznie balansuje na granicy bycia śmieszną, ale w tej chwili była zbyt zła, żeby się tym przejmować.

Eryk westchnął, a Erna obiecała sobie, że jeśli on jeszcze raz to zrobi, to mu coś podpali.

— A to takie dziwne?

Gdzieś przed domem pojawiła się ludzka sylwetka, której towarzyszył masywny, czarny, czworonóg.

— Tak. Bo skoro nawet nie próbujesz być ze mną szczery...

Pies odwrócił się w ich stronę, zastrzygł uszami. Jego człowiek również zaczął się odwracać. Erna poczuła delikatny powiew mocy od Eryka i w tej samej chwili ciało mężczyzny padło na ziemię, dusza zaś pozostała w pionie, dokończyła ruch i teraz patrzyła na nich szeroko otwartymi oczami.

Facet mógł mieć trochę ponad pięćdziesiąt lat, nosił na sobie wełniany kardigan i eleganckie spodnie w kancik. Otwierał usta do krzyku, ale wtedy dostrzegł własne ciało leżące na ziemi. Został tak z opuszczoną szczęką, a oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki.

— To tylko sen — oznajmił mu Eryk. — Doktor Farkas został na noc?

Dusza pokiwała głową. Tymczasem doberman podszedł do Erny, obwąchując jej rękę. Sunia już po chwili łasiła się, żeby ją drapać za uchem.

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz