ERNA
Odzyskała swoje ciało, swój ogień i skupienie. Erna czuła się znów sobą. Szkoda, że nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Stała w wąskim kamiennym holu, naprzeciw otwartego okna. Miała przed sobą widok na olbrzymi ogród fantazyjnych żywopłotów, zakręconych w labirynt razem z koszmarnymi statutami i dziwnymi ruinami z czarnego kamienia. Trochę przypominał czarne ścieżki. Może dzięki pełnemu gwiazd ciemnemu niebu? Wciąż myślała o matce, czuła ból, żal, bała się, że kiedy zamknie oczy, pod powiekami będzie miała strzaskane ciało. Odetchnęła, usiłując wziąć się w garść.
Czuła wciąż dłoń Eryka Twardowskiego w swojej, tyle że jego palce dziwnie zesztywniały. Podniosła wzrok na maga i jeśli miała jakieś wątpliwości czy dalej są w łapach mentalmagii, te właśnie się rozwiały.
Eryk wyglądał jak żywa definicja człowieka o krok od rozpadnięcia się na kawałki. Zawsze miał jasną skórę, ale teraz pobladł tak, że w półmroku wyglądał, jak duch. Był też ubrany zupełnie inaczej. Czarną koszulę rozpiął pod szyją, podwinął rękawy. Włosy miał dłuższe i w nieładzie, na policzku świeże, nieopatrzone zadrapanie. A te jego oczy, dwie czarne studnie wydawały się pełne ledwo trzymanej w ryzach rozpaczy.
Dwie rzeczy dotarły do niej jednocześnie. Pierwszą była świadomość, że teraz siedzą u niego we wspomnieniach. Drugą przypomnienie własnego zagubienia, kiedy musiała ponownie przeżywać swój koszmar. Tej chwili, jakiej potrzebowała, żeby sobie przypomnieć, co się stało.
— Hej... — Ścisnęła mocniej jego dłoń. Wiedziała, że coś powinna powiedzieć, ale słowa nie współpracowały. Wszystko będzie dobrze? To tylko wspomnienie? Mag drgnął nagle, puścił ją, cofnął się o krok, przetarł palcami oczy i nasadę nosa.
— Spokojnie, pamiętam — rzekł cicho trochę nieobecnym tonem.
— Wszystko... wiesz, co masz...
Przytaknął, przeniósł wzrok w stronę horyzontu.
— Wiem. Nic nam nie grozi... to... — Wziął wolny, głęboki oddech kogoś, kto ma zaraz spaść na głębiny. — Jaga... — zaczął miękkim, pełnym czułości i bólu głosem. — Jadwiga zaraz umrze.
Erna poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy. No tak, to było logiczne. Skoro wracali do najgorszych koszmarów, on miał przed sobą noc, kiedy jego żona zmarła, rodząc Ludwikę. Widocznie to zdarzenie zdetronizowało traumę z młodości i śmierć starszej siostry.
Ledwie to do niej dotarło, gdzieś w głębi korytarza rozległy się kroki. Eryk drgnął, spojrzał na Ernę trochę niepewnie.
Nie mogła powiedzieć, że wie, o czym myślał, ale domyśliła się dość. Zmieniła formę szybko i sprawnie, jako biało-srebrny sokół wyfrunęła za okno i przysiadła na gzymsie. Nie widziała stąd całego korytarza, ale dość, żeby zorientować się w sytuacji.
Zza rogu wyszła niska, przysadzista Twardowska, o poważnym spojrzeniu obramowanym przez duże okulary. Jej czarne włosy spięte w ciasny kok, poza granatowym odblaskiem nosiły srebrne pasma. Musiała być najstarszą z linii uzdrowicielek gniazda.
Eryk nie odwrócił się w jej stronę, uparcie patrzył w rozgwieżdżone niebo.
— Tantryna nie zadziałała, musimy zacząć usuwać strzępki ręcznie — zaczęła, stając kawałek za Erykiem. — Na tę chwilę nie jestem w stanie podać ci jasnych rokowań, ale... musimy wiedzieć kogo priorytetyzować. Jagę czy dziecko?
Erna poczuła, jak robi się jej zimno. To cholerne pytanie wydawało się jej zawsze niedorzeczne. Niemniej jakaś jej część była ciekawa, jak odpowiedział. Czy ten wybór był częścią koszmaru?

CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
KorkuZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...