Wojny i wojenki (2)

80 20 261
                                    

LUDWIKA

Jakimś cudem Bartek i Marcin zdołali jako pierwsi wykonać zadanie. Mikołaj Tarkowski, lekarz pierwszego kontaktu i mirigy'a zarazy siedział już w celi, w innym skrzydle niż strzygi. Marcin zdążył się udać do jakiegoś wezwania, Bartek zaprowadził ich na dół, gdzie mogli zrzucić worek na śmieci do ciemnego pomieszczenia zabezpieczonego przez podwójne kraty i mocne sigile. Już mieli wychodzić, kiedy Ludwika usłyszała cichy poważny głos dobiegający z celi:

— Panienko, czy mógłbym prosić o chwilę rozmowy?

Bartek natychmiast czmychnął na schody, wzrok miał wbity w podłogę. Słyszała, jak oddalił się szybkim krokiem.

„Oj" — skomentował Ramzes z niepokojem.

Robert, który też zmierzał do schodów, odwrócił się zaciekawiony. Ludwika zacisnęła usta i cofnęła się pomiędzy cele.

Mikołaj Tarkowski przybrał formę całkiem przystojnego, choć nie wysokiego bruneta po czterdziestce, z kwadratową szczęką i włosem przyprószony siwizną. Pacjentkom mógł się podobać, ale też nie wzbudzał zazdrości u pacjentów. Miał ślady po kulach na boku białej koszuli i zaimprowizowany temblak z porwanego swetra, jednak wciąż prezentował się godnie.

— Słucham? — zapytała uprzejmie, trochę sucho, ale naprawdę, nie miała ochoty na jakieś rozmowy.

— Wydaje mi się, że zaszła jakaś... pomyłka — oznajmił ostrożnie.

„Musimy chyba skonstruktować dla Bartka jakiegoś terapeutę. Naprawdę żadna z tych dwóch mimoz mu niczego nie wyjaśniła?"

„Yyy" — odparł ostrożnie Ramzes.

„Po pierwsze, nie jestem jeszcze oficjalnie dziedziczką, po drugie to i tak nie powód, żebym całą brudną robotę robiła sama!"

„Ech..."

Ludwika westchnęła ciężko i skupiła wzrok na mirigy'u.

— Zostałeś aresztowany za udowodnione złamanie Paktu i teraz o twoim losie zadecyduje Magistrat — odpowiedziała ze spokojem.

— Wiem i nie wypieram się tego, że doszło do złamania Paktu, ale nie z mojej winy. — Potwór wyprostował plecy, widziała, jak jego ciało drży, chociaż usilnie starał się zachować spokój. Czyli jednak rozumiał sytuację i znał stawkę.

Maginka uniosła brew, cieszyła się, ze wczoraj dokładnie przestudiowała akta zebrane przez Roberta, rogaty wykonał kawał dobrej roboty. Przywołała w pamięci teczkę Tarkowskiego i ta była dość skąpa, jednak trzy przypadki zabójstwa ofiary spoza listy udało się znaleźć.

— Czyli co? Malwina Blińska, Ignacy Małecki i Piotr Wilkacz umarli tak przypadkiem, jak się nimi pożywiałeś, czy też ktoś cię do tego zmusił? — zapytała, zaplatając ręce na piersi.

— To drugie, panienko — oznajmił mor, unosząc podbródek.

„Aha" — westchnął ciężko kruk.

Ludwika zamarła na chwilę, a potem nagle bardzo pożałowała, że jednak nie poprosiła Roberta, żeby przytrzymał Łukasza, podczas gdy ona by go tłukła kijem w jaja, jeśli naprawdę jakieś miał. Już się domyślała, co usłyszy.

„Bartek, ty tchórzu mogłeś mnie chociaż uprzedzić" — pomyślała.

Bies też się chyba zaciekawił, bo usłyszała jego kroki i poczuła obecność za swoimi plecami.

— Jak panienka doskonale wie, od ponad stu pięćdziesięciu lat należę do państwa gniazda, najpierw pod skrzydłami pani Magdolny, a potem jej syna, pana Łukasza. Przybyłem z nimi z Budapesztu, gdzie wcielili mnie w szereg swoich sług na mocy dość ekstremalnej umowy, korzystając z cóż... porachunków terytorialnych między nami a gyíkami...

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz