Czego się boi postrach skarbówki?

122 23 301
                                    

LIGIA

- Jeśli nie zdecydujesz się teraz, to do ślubu pójdziesz chyba w koszuli nocnej - oznajmiła Marta znad swojej kanapki z tuńczykiem, przymykała oczy, przeżuwając kolejne kęsy, długi warkocz kołysał się jej na ramieniu. - Dziewczyno, zostało pół roku. Wiesz, jakie są terminy na poprawki...

Ligia przytaknęła, dziobiąc widelcem kaszotto. Korzystając z przerwy obiadowej, wyskoczyły do kawiarenki koło pasażu handlowego. Jedynej w okolicy, która aktualnie nie miała z okien widoku na pobojowisko po spalonych blokach. Jak zwykle, wrócił temat ślubu. Ligii nie dało się nazwać bridezillą, jednak im mniej czasu zostało tym, bardziej rozmnażały się kwestie do rozwiązania. Wiedziała, że musi się w końcu na coś zdecydować. W sumie nawet nie była pewna, czemu jeszcze tego nie zrobiła, ostatnie półtora tygodnia było zupełnie szalone. Najpierw awantura ze strzygami, Arkiem i tym wszystkim, o czym chciała zapomnieć.

No w sumie się udało. Do Architekt Plus, cała na biało, wkroczyła skarbówka i teraz Ligia myślała głównie o pracy. No dobrze, czasem zdarzało się jej pomyśleć o Aronie, bo ten cholernik zawsze umiał zrobić wrażenie. No i o Arku, który chodził po firmie nieobecny, jakby ktoś go strzelił obuchem. Sukienka ślubna jakoś w tym wszystkim uleciała.

- Mamy szanownych gości, faktury i VAT - przypomniała. W tych warunkach cały zespół finansowo-kadrowy siedział po godzinach.

- Będzie dobrze - zapewniła Marta Szymańska, starsza specjalistka do spraw kadr i płac, korpulentna blondynka, która prywatnie była najlepszą przyjaciółką i świadkową Ligii. - Ja wezmę na siebie naszych gości, Damianek VAT, a z fakturami się do piętnastej wyrobisz.

Wizja zostawiania Damianka, który w dziale kadrowo-finansowym robił za pomoc do wszystkiego, z cholernymi podatkami średnio się Ligii podobała.

- Nie wiem... Skarbówka to moja odpowiedzialność...

Marta wywróciła oczami.

- Dobrze im zrobi, jak dziś zostaną ze mną i Krzyśkiem. Ciebie to już się chyba trochę boją i zaczynają się przez to mylić.

Ligia uniosła wysoko brwi.

- Co?

- Nie zauważyłaś?

- Czego?

Marta westchnęła i pochyliła się nad stolikiem.

- To jest cholerna skarbówka, kalkulator apokalipsy, skurwysyny, których nawet mafia się boi. Ta cała Pokrzywicka to już dawno przywykła, że kiedy wchodzi do biura z morderczym „kontrola" na ustach, wszyscy srają w gacie i chowają się po kątach.

Ligia przypomniała sobie poważną twarz inspektor Pokrzywickiej i zachichotał wesoło. Za to Marta musiała mieć wenę, bo ciągnęła z typowym dla siebie przekąsem.

- Tymczasem wchodzą do nas, a ty do nich z serdecznością, jakby ci córkę z tatarskiej niewoli odbili! Normalnie chodząca słodycz, „proszę spocząć, kawusi może". No a wczoraj jak ci z grobową miną oznajmiła, że wykryła nieprawidłowości, ty na to: „Ojej czy mogę w czymś pomóc?". Sama miałam ochotę na ciebie krucyfiks wyciągnąć.

Ligia wybuchnęła śmiechem. Pomyślała, że ludzie nie doceniali zwyczajnych kłopotów. Takich ot typowych, które są z tego świata i zupełnie do ogarnięcia.

- Nie wiem... Chcesz do tego jeszcze Krzyśka ciągać?

- To jego niespokojny chuj nam te atrakcje załatwił, to niech teraz płaci daninę z pokornej trwogi.

Ligia pokręciła głową z uśmiechem na ustach.

- Wiesz, że powinnaś naprawdę zacząć robić stand-up.

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz