Kłamstwa, pozory i cienie (1)

95 19 175
                                    

LIGIA

Dostąpiła zaszczytu niesienia chowańca.

Świnek wydawał się równie uszczęśliwiony, co ona. Siedział na ręku sztywno i cały czas, kiedy za bardzo trzęsło w ruchu, pogruchiwał i przebierał tylnymi nóżkami.

— Czy on mi właśnie wygraża? — zapytała za którymś razem Halszki Mazowieckiej.

Magini zdecydowała, że do parku Skaryszewskiego przyjdą wcześniej niż Kozyrowie. Chciała się upewnić, że bies nie miał jakichś durnych pomysłów. Sprawdzała więc ławkę i drzewa wokół niej.

— Raczej ostrzega — odparła uzdrowicielka, obchodząc wolno ławkę.

— Tańcząc i gruchając?

— Aha.

— Jakim cudem one przetrwały w naturze?

Mazowiecka uśmiechnęła się półgębkiem.

— Nie mam pojęcia.

Świnek nastroszył się.

— No już, przepraszam, jesteś po prostu zbyt uroczy na górską dzicz — oznajmiła i sięgnęła do torebki po pudełko z kawałkami jabłka i melona. Zwierzak patrzył na nią przez chwilę, po czym uznał, że da się przekupić.

Mazowiecka w końcu ustaliła, że krzaki nie stanowią zagrożenia, usiadła na ławce i klepnęła miejsce obok siebie.

— Usiądź, jak zje, będzie musiał się odlać i lepiej nie na ciebie.

Ligia spojrzała na świnka, który tylko zmrużył oczy, a sok z melona ciekł mu po brodzie. Przycupnęła więc obok maginki, i położyła kocyk ze zwierzakiem i pudełko owoców między nimi.

— Pamiętaj, żeby w trakcie rozmowy trzymać go na rękach, dzięki temu będę mogła cię osłonić — przypomniała po raz enty Halszka.

— Znam zasady — zapewniła Ligia, podnosząc wzrok na słońce, wschodzące leniwie ponad krzewami. Dlaczego magiczni wszystko muszą robić w nocy albo koło świtu?

— Po co ci to w ogóle? — zapytała po chwili milczenia maginka.

Ligia uniosła brew.

— Słucham.

Halszka zmrużyłam jasne oczy.

— Masz jakąś tajemnice z Borutą. Jednak gdyby Kozyrowie ją znali, to pół Polski też by wiedziało. Więc nie jesteś tu, żeby mnie pilnować. O co chodzi?

Ligia przekrzywiła głowę, przyglądała się rozmówczyni, kalkulując ryzyko.

— Jako że nie mam ochoty marnować czasu i uroczych okoliczności przyrody zapewnieniami, że chodzi mi jedynie o klarowność... Powiem tak... — zaczęła, gładząc gryzonia delikatnie za uchem. — Zaspokoję panienki ciekawość w tej kwestii, jeśli panienka zaspokoi moją... Jakim cudem dwie rodowe maginki skończyły na wygnaniu w magistracie?

Trudno było cokolwiek odczytać z twarzy uzdrowicielki. Ligia czuła pobudzający dreszcz nerwów, kiedy wzrok niebieskich oczu lustrował jej oblicze, nim dziewczyna skrzywiła się i spojrzała w stronę pogrążonych w jasnym świetle poranka ścieżek. Park wyglądał całkiem uroczo, kiedy tak powoli budził się do życia, pełen wiosennej zieleni.

— W skrócie, to kwestia patriarchatu w naszej rodzinie.

Ligia uniosła nieznacznie brew.

— Jeśli się dobrze orientuje, waszej rodzinie przewodzi kobieta...

— Bo babci połączenie przeżyły tylko córki — odparła kwaśno Mazowiecka.

Ligia uniosła brwi. Babci? Zaraz... one były córkami głowy rodu?

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz