LIGIA
Dostąpiła zaszczytu niesienia chowańca.
Świnek wydawał się równie uszczęśliwiony, co ona. Siedział na ręku sztywno i cały czas, kiedy za bardzo trzęsło w ruchu, pogruchiwał i przebierał tylnymi nóżkami.
— Czy on mi właśnie wygraża? — zapytała za którymś razem Halszki Mazowieckiej.
Magini zdecydowała, że do parku Skaryszewskiego przyjdą wcześniej niż Kozyrowie. Chciała się upewnić, że bies nie miał jakichś durnych pomysłów. Sprawdzała więc ławkę i drzewa wokół niej.
— Raczej ostrzega — odparła uzdrowicielka, obchodząc wolno ławkę.
— Tańcząc i gruchając?
— Aha.
— Jakim cudem one przetrwały w naturze?
Mazowiecka uśmiechnęła się półgębkiem.
— Nie mam pojęcia.
Świnek nastroszył się.
— No już, przepraszam, jesteś po prostu zbyt uroczy na górską dzicz — oznajmiła i sięgnęła do torebki po pudełko z kawałkami jabłka i melona. Zwierzak patrzył na nią przez chwilę, po czym uznał, że da się przekupić.
Mazowiecka w końcu ustaliła, że krzaki nie stanowią zagrożenia, usiadła na ławce i klepnęła miejsce obok siebie.
— Usiądź, jak zje, będzie musiał się odlać i lepiej nie na ciebie.
Ligia spojrzała na świnka, który tylko zmrużył oczy, a sok z melona ciekł mu po brodzie. Przycupnęła więc obok maginki, i położyła kocyk ze zwierzakiem i pudełko owoców między nimi.
— Pamiętaj, żeby w trakcie rozmowy trzymać go na rękach, dzięki temu będę mogła cię osłonić — przypomniała po raz enty Halszka.
— Znam zasady — zapewniła Ligia, podnosząc wzrok na słońce, wschodzące leniwie ponad krzewami. Dlaczego magiczni wszystko muszą robić w nocy albo koło świtu?
— Po co ci to w ogóle? — zapytała po chwili milczenia maginka.
Ligia uniosła brew.
— Słucham.
Halszka zmrużyłam jasne oczy.
— Masz jakąś tajemnice z Borutą. Jednak gdyby Kozyrowie ją znali, to pół Polski też by wiedziało. Więc nie jesteś tu, żeby mnie pilnować. O co chodzi?
Ligia przekrzywiła głowę, przyglądała się rozmówczyni, kalkulując ryzyko.
— Jako że nie mam ochoty marnować czasu i uroczych okoliczności przyrody zapewnieniami, że chodzi mi jedynie o klarowność... Powiem tak... — zaczęła, gładząc gryzonia delikatnie za uchem. — Zaspokoję panienki ciekawość w tej kwestii, jeśli panienka zaspokoi moją... Jakim cudem dwie rodowe maginki skończyły na wygnaniu w magistracie?
Trudno było cokolwiek odczytać z twarzy uzdrowicielki. Ligia czuła pobudzający dreszcz nerwów, kiedy wzrok niebieskich oczu lustrował jej oblicze, nim dziewczyna skrzywiła się i spojrzała w stronę pogrążonych w jasnym świetle poranka ścieżek. Park wyglądał całkiem uroczo, kiedy tak powoli budził się do życia, pełen wiosennej zieleni.
— W skrócie, to kwestia patriarchatu w naszej rodzinie.
Ligia uniosła nieznacznie brew.
— Jeśli się dobrze orientuje, waszej rodzinie przewodzi kobieta...
— Bo babci połączenie przeżyły tylko córki — odparła kwaśno Mazowiecka.
Ligia uniosła brwi. Babci? Zaraz... one były córkami głowy rodu?

CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
TerrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...