Rozdział 7

2.4K 86 62
                                    

Biegłam ostatnie kółko wokół boiska szkoły, ciężko oddychając. Moja kondycja była okropna, tak samo jak pomysł ojca, by mnie zapisać do szkolnego klubu chealaderek. Całe szczęście należała do niego Katherine, co znacznie ułatwiało sprawę. Większość dziewczyn przyjęło mnie z otwartymi ramionami, poza grupka starszaków, chociaż nie wiem czy była to zasługa moich braci, czy ojca. Jednego byłam pewna. Nazwisko, którego wcześniej nienawidziłam, teraz jest znacznie przydatne niż sądziłam wcześniej. Chciałam zrobić tak, aby ludzie bali się mnie. Nie moich braci.

Ale kto będzie się bał ledwo siedemnastoletniej chealadereki?

Stanęłam w miejscu i zaczęłam rozciągać swoje ciało, tak jak pokazywała trenerka. Niestety, teraźniejsze treningi były bardzo wymagające, ze względu na tegoroczne zawody szkolne w footbollu. Do dziś pamiętam swoje zdziwienie, gdy dowiedziałam się od Charlie'go, że szkół dla morderców jest zacznie więcej niż tylko jedna. Takich zawodów jest dużo, jednak największą furorę robią te z footballu. Zwłaszcza u dziewczyn, ale to tylko i wyłącznie z powodu przystojnych graczy. W tym roku organizacją zajęła się nasza szkoła.

Reszta treningu nie była taka zła, jak sądziłam że będzie. Szybko zostałam wprowadzona do układu i równie szybko załapałam kroki, każdy wysok oraz zmianę stron. Minusem był fakt, że na trybunach, po skończonych lekcjach siedział mój brat, Lucas, czekając za mną bo dziś wracałam z nim. Gdyby spędzał tam czas, czekając na mnie sam, jakoś bym to przebolała, jednak faktem było to, że samotny nie był, a towarzyszył mu nie jaki Carter. Gdy tylko go zobaczyłam, odrazu przewróciłam oczami. Chociaż z tyłu głowy miałam ochotę mu podziękować, za to jak stanął ostatnio w mojej obronie.

Pokręciłam szybko głową, odrzucając od siebie myśli i w trakcie przerwy podbiegłam do ławek, by wziąść łyka wody, aby ukoić swoje pragnienie. Na samym dole za płotem siedział mój brat, który posłał mi uśmiech.

- Wyczerpujące, co? - uniósł brwi z cichym chichotem.

W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec, przykładając butelkę do ust. Wypiłam połowę zawartości i odetchnęłam z ulgą. Położyłam ręce na swoich biodrach, a siedzący blisko Lucas, wciąż cicho chichotał. Mattheo wyjątkowo milczał, a jego wzrok wędrował to na mnie, to na mojego najstarszego brata. Dziwne.

- Na mój doping, podczas najbliższego meczu nie licz. - mruknęłam, przewracając oczami.

Ten złapał się teatralnie za serce, udając dramatycznie że upada.

- Och, co za ból siostro. - jęknął, kładąc dłoń na czole. - Ale ważne że będą kibicować te laski. Kapitanka i te trzy po boku. Najseksowniejsze w szkole, chociaż ssanie kut...

- Nawet tego nie kończ. - przerwałam mu, lekko się krzywiąc.

- Żartuje, podobno już dawno je pobiłaś, nawet o tym nie wiedząc. Gdyby nie twoje nazwisko, miałabyś już wielkie kolejki. - wzruszył ramionami. - Ale nie martw się, braciszek zawsze ci pomoże. I tak już paru dostało. - spojrzał kątem oka na Mattheo.

Ciekawe gdzie ten braciszek był, gdy byłam już blisko śmierci w szpitalu.

***

Lucas: Czekam w samochodzie. Pośpiesz się.

Przewróciłam oczami, zerkając na wiadomość, która dostałam od brata. Nie należał do osób cierpliwych. Dlatego też wolałam przejażdżki z Charlie'm. Nie jeździł jak wariat, zagadywał mnie, oraz zdażyło się że podwiózł mnie do McDonald's. Z Lucasem było kompletnie inaczej. Miał obsesję na punkcie zdrowego żywienia, częstych treningach oraz wczesnych biegach i o fast foodach, leniuchowaniu w domu w weekendy mogłam zapomnieć. Co z biegiem czasu robiło się strasznie męczące. Wciskał mi jakieś sałatki, karząc chodzić na siłownię, bym chociaż trochę przypakowała, bo z takimi mięśniami nie dam rady logos zabić.

Devil's AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz