Rozdział 26

2K 75 9
                                    

Ciemność.

Byłam po środku czarnej otchłani, biegając i krzycząc o pomoc. Pusto, cicho, zero jakiejkolwiek żywej duszy. Byłam sama, wydana na pastwę losu. 

Chwila, chwila. Zaczęło się robić jasno.

Ktoś wymierzył mi uderzenie w policzek, przez co z bólem otworzyłam swoje oczy. Moim oczom ukazało się białe światło, które raziło mój wzrok. Odrazu na mojej twarzy pojawił się grymas.

- Wreszcie! - usłyszałam czyiś męski głos.

Pomrugałam wielokrotnie, marszcząc przy tym brwi. Przede mną stał wysoki facet w garniturze z skrzyżowanymi rękami na piersi. Patrzył na mnie z...dumą? Ale nie ze mnie. Był dumny sam z siebie. Uśmiechał się szeroko, ukazując swoje białe zęby. Wtedy również zauważyłam, że po bokach pomieszczenia, stali dwaj faceci. Byli umięśnieni i raczej przypominali mi typowych ochroniarzy.

Chciałam poruszyć dłońmi, jednak zdałam sobie sprawę, że jestem przywiązana do krzesła, na którym właśnie siedziałam. Nogi również miałam obwiązane grubym, długim sznurem. Był strasznie nie przyjemny i drapał mnie w skórę. Ust jednak zaklejonych nie miałam, co szczerze mnie zdziwiło.

- Cudowny widok. - wymamrotał. - Tyle starań, tyle próbowań porwania cię. Jesteś cholernie trudnym celem. - pokręcił głową rozbawiony.

- Co ja tutaj robię? - zapytałam. - Dlaczego, jak to ująłeś, mnie porwałeś? Po co ci to? Wypuść mnie!

Mężczyzna jedynie zaśmiał się chytrze, pochylając się w moją stronę.

- Pyskata jesteś. - stwierdził. - Z pewnością mnie znasz. Jesteś bystra, a P.M z pewnością ci coś mówi.

Już chcialam się odezwać, jednak jedyne co zrobiłam to rozchyliłam wargi, zostając w osłupieniu. P.M. Wszystko zaczęło układać się w całość, a moją głowę zalała masa myśli. Połączyłam ze sobą fakty.

Tajemnicza karteczka do ojca w kwiatach mamy.

Groźby zawarte w niej.

Wiadomości na mój numer.

Strzał podczas mojego występu w szkole.

Karteczka w mojej szafce szkolnej.

Wypadek mamy.

To on stał za tym wszystkim.

- To byłeś ty... - wyszeptałam, kręcąc przy tym głową. - Zabiłeś moją matke!

- Nie tylko pyskata, ale też mądra. - cmoknął z uśmieszkiem. - I cóż, ludzie umierają. Albo przez mordowanie, bądź na starość. No ale popatrz, gdyby nie ja, byś nawet nie poznała durnej akademii! - podniósł na koniec głos. 

Zmrużyłam gniewnie oczy, patrząc na niego z chęcią zabicia go. Zacisnęłam mocno zęby, wypuszczając z siebie gwałtownie powietrze.

- Dlaczego? - zapytałam jedynie.

Ten pokręcił głową zrezygnowany i złapał za pobliskie krzesło. Usiadl naprzeciw mnie, pochylając się w moją stronę. Założył nogę na nogę, a następnie oparł o nie swoje ręce.

- Widzisz, nasza historia jest pokręcona. - wyznał szczerze.

- Nasza? - prychnęłam. - Żadna nasza.

- Mniejsza z tym. - machnął lekceważąco ręką. - Skup się, jeśli chcesz zrozumieć. Musimy cofnąć się o paręnaście lat. Nasze rodziny cudownie się dogadywały. Prowadzili razem szkołę, aż do czasu. Rodzina Evans chciała, aby do Silence Academy, zostały również przyjęte biedne dzieci prosto z ulicy, tylko po to, by dać im szanse. Wiem, żałosne. O to poszedł cały spór. Moja rodzina, Morris, była przeciwna temu. - skrzyżował ręce na piersi, prostując się przy okazji. - Więc zaczęli się kłócić, aż do czasu, gdy doszło do pseudo walki. - zrobił cudzysłowów palcami. - Evansowie wygrali, jak zawsze. Wielokrotnie próbowaliśmy zniszczyć wasz ród, ale szło na marne. Zadanie przeszło na moje barki i szczerze mówiąc, idzie mi świetnie.

Devil's AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz