Rozdział 4

274 55 93
                                    

Scarlett poczuła, że ktoś lekko potrząsa ją za ramię. Kompletnie nie miała ochoty wstawać, ale otworzyła minimalnie oczy.

-Co się dzieje?- ziewnęła i się przeciągnęła. Osobą, która ją obudziła okazała się Mirabella. A szkoda, bo miała taki piękny sen. Chłopak z Arcanisa, który się jej spodobał niósł ją na rękach. Z jakiegoś powodu już wiedziała, że nazywa się Ethan.

-Jest 20, właśnie przynieśli kolację- odpowiedziała blondynka. -Pomyślałam, że wolałabyś zjeść.

-Dobry pomysł- szatynka uśmiechnęła się. -Jakoś strasznie mnie zmogło po tych badaniach. Całe szczęście, że w ogóle odnalazłam nasz pokój. -Mmm, wygląda pysznie- wzięła tacę od koleżanki.

-Właściwie to nie znalazłaś- na ustach Mirabelli pojawił się pół uśmieszek. -Ethan Cię przyniósł, wiesz ten Twój przyszły chłopak. Podobno jak prawdziwa dama w opałach zemdlałaś w jego ramionach. Szybko działasz, jestem pod wrażeniem.

-O nieee, tylko nie to- do Scarlett zaczęły docierać wspomnienia z tego popołudnia. -Zachowywałam się przy nim jak jakaś desperatka, pierwsze wrażenie zrujnowane!- poczuła rumieńce wstydu na to wieszanie się mu na szyi i mówienie jakichś głupot. Miała być tajemnicza i niedostępna a tak to od razu zdradziła się, że na niego leci. -Kompletna porażka, teraz na pewno już się mną nie zainteresuje.

-Może jeszcze nie wszystko stracone- pocieszyła ją przyjaciółka. -Przynajmniej zapoznałaś się z nim sam na sam i jako jedna z pierwszych. Jutro będą za nim chodzić stadami, mogłabyś przegapić okazję.

-Ehh, wszystko przez te głupie badania- Scarlett ze smutkiem zaczęła przeżuwać bułkę. Jej humory były intensywne, wybuchowe i bardzo zmienne. Mała porażka potrafiła ją wytrącić z równowagi i fatalnie popsuć nastrój, tak samo jak jedna dobra chwila go poprawić.

-Na mnie jakoś mocno nie wpłynęły- odpowiedziała Mirabella. -Nawet mi się w głowie nie zakręciło. Za to moje wyniki są... Inne niż się spodziewałam.

-Co Ci wyszło?- zapytała z ciekawością szatynka. -Mnie od razu powiedziała, że mam predyspozycję do Uroków i geny po ojcu, czyli pewnie chodzi o Alchemię. Chyba jestem klasycznym przypadkiem, który dziedziczy po rodzicach.

Z Uroków się cieszyła, z Alchemii niekoniecznie. Sam przedmiot mógł być ciekawy, ale praca w Instytucie wydawała jej się nudna i zbyt ciężka. Henry wielokrotnie brał nadgodziny i późno wracał do domu, co niekoniecznie odzwierciedlało się w jego zarobkach. Zresztą Celeste zawsze mówiła, że siedzenie w laboratoriach jest dobre dla mężczyzn, dlatego nie warto uczyć się ani Biologii ani Alchemii, żeby nie skończyć jako przepracowana asystentka jakiegoś naukowca.

-Uroki przydadzą Ci się do oczarowania przyszłego męża, a Czary Użytkowe do prowadzenia domu- była to mantra powtarzana przez każdą matkę pochodzącą z Zenefii.

Oczywiście Alchemia mogła być również wykorzystywana przez wiedźmy do wzmacniania swoich sił przed walką, ale czymś takim Scarlett tym bardziej nie była zainteresowana.

-Wysokie Czary użytkowe i Uzdrowicielstwo- blondynka zamyśliła się.

-Wow, to bardzo rzadki talent- przyjaciółka pogratulowała jej. -No i uzdrowiciele zarabiają kokosy.

Zwykłych farmaceutów, którzy przypisywali leki i diagnozowali podstawowe choroby kształcono w Szkołach Powszechnych. Musieli tylko znać się w teorii na wirusach i bakteriach, żeby wiedzieć jaką terapię zaproponować. Jednak Uzdrowiciele z Akademii to była sama śmietanka. Radzili sobie z ranami i chorobami śmiertlenymi, na które nie pomagały zwykłe leki tworzone przez Alchemików.

Akademia CzarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz