Rozdział 6

227 49 77
                                    

Trigger warning- ostrożnie czytać jeżeli jesteście brzydliwi i nie lubicie opisów flaków.

Następny dzień w szkole okazał się dla Scarlett katastrofą.

Na Uzdrawianiu zgodnie z obietnicą Mirabelli usiadły w jednej z ostatnich ławek. Szatynka czuła lekkie wyrzuty sumienia, że przez nią jej przyjaciółka ma gorsze miejsce- a w końcu okazała się mieć predyspozycję 82 z tego przedmiotu.

-Witam nowych uczniów- nauczycielką okazała się dość młoda białowłosa Sylvarianka o fiołkowych oczach. -Jestem Neria i będę uczyć Was szlachetnej sztuki Uzdrawiania. Na samym początku proszę do pierwszej ławki Mirabellę z Krezynii i Aethera z Sylvarisa.

Scarlett w tym momencie uznała, że może moda na Wschodnim Kontynencie na wymyślanie własnych imion dzieciom nie jest zawsze dobrym pomysłem. Z jednej strony dzięki temu imiona były oryginalne i rzadko się powtarzały, ale z drugiej strony...

-Mirabella to piękne imię, ale Neria i Aether?- oceniająco uniosła brwi. -Czy Ci Sylvarianie nie słyszą jak to dziwnie brzmi?

Oczywiście niespotykane imiona były mniejszym problemem niż to, że straciła przyjaciółkę z ławki. Okazało się też, że Aether to ten sam Sylvarian, którego przyłapały ostatnio na gapieniu się.

Mirabella była zaskoczona, ale też zadowolona z tego wyniesienia, za to do Scarlett dosiadł się jakiś zblazowany Lunethianin.

-Elior- przedstawił się, a Scarlett przegryzła wargę, żeby nie roześmiać się z już trzeciego specyficznego imienia.

-Całe szczęście, że moja matka nie jest snobem, inaczej mogłabym skończyć tak jak oni- uznała z ulgą.

Mimo, że Krezynia była bardzo neutralnym i tolerancyjnym landem szatynka coraz częściej przyłapywała się na stereotypowym myśleniu i ocenianiu ludzi po pochodzeniu.

Lunethianie myślą, że są lepsi od innych ze względu na swoje talenty, Sylvarianie są bogaci i snobistyczni a Metheorianie lubią wyróżniać się ubiorem. Jedynym landem, z którego nie poznała jeszcze ani jednej osoby była sama stolica. Z tego co zauważyła byli najbardziej różnorodną grupą, co można było tłumaczyć imigracją z innych landów.

Jej kolega z ławki wyglądał na wyjątkowo poirytowanego człowieka.

-Mam 80 procent predyspozycji z Uzdrawiania- powiedział pógłosem, niewiadomo czy do niej czy sam do siebie. -Niby ta Krezynka jest lepsza ode mnie?

Scarlett poczuła chęć zepchnięcia go z krzesła. W Szkole Podstawowego Wykształcenia nie przeszkadzało jej, że uważano ją za słabą uczennicę- w końcu dobrze wiedziała co robi na lekcjach. Ale Mirabella uczyła się świetnie i zasługiwała na każdą pierwszą ławkę jaka istnieje.

-Ona ma 82- odpowiedziała głosem słodkim jak miód.

Elior spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, jakby dziwił się, że Scarlett ma czelność się do niego odezwać.

-Jakie to ma znaczenie?- odpowiedział burkliwie. -Krezynki i tak w Akademii szukają tylko męża. Po co jej ta pierwsza ławka?

Szatynka aż się zapowietrzyła z oburzenia. Oczywiście, że i ona i Mirabella liczyły na znalezienie chłopaka w Akademii, ale w ustach Eliora brzmiało niesamowicie obraźliwie.

Lunethianin musiał zinterpretować jej milczenie jako przyznanie mu racji, więc kontynuował swój wywód.

-A Ty z czego masz predyspozycję? Pewnie Uroki i Czary Użytkowe?- uśmiechnął się złośliwie.

-Uroki i Alchemia- odpowiedziała chłodno Scarlett. Kusiło ją żeby powiedzieć o Walce i Obronie, ale jakby to wyglądało, że nawet nie chodzi na ten przedmiot?

Akademia CzarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz