Rozdział 6.2

227 49 92
                                    

Scarlett szybko zebrała swoje rzeczy i podeszła do Mirabelli. Miała absolutnie wszystkiego dość. Blondynka zrozumiała ją bez słów i natychmiast udały się do pokoju.

-Jestem beznadziejna z tego przedmiotu- żaliła się Scarlett. -Na pewno nie zdam tego testu i jeszcze zamiast odbudować to serce to je zniszczyłam...

-Mnie się udało, ale to i tak było okropne- wzdrygnęła się Mirabella. -Poza tym gdyby nie Aether to bym chyba wybiegła z sali i zwymiotowała.

-Tak właśnie widziałam, że dobrze się dogadujecie- rzuciła nonszalancko szatynka, ale tak naprawdę czekała na ploteczki.

-Okazał się być bardzo w porządku- blondynka zaczęła go bronić.

-Stajesz po jego stronie czyli się z nim umówiłaś- strzeliła szatynka. -On nie jest w porządku, tylko na Ciebie leci, dlatego był taki pomocny.

-Jedno nie wyklucza drugiego- Mirabella uśmiechnęła się widocznie zadowolona. -Poza tym nie idę z nim na randkę tylko Ty i ja zjemy z nim dzisiaj obiad a po kolacji pójdziemy się z nim uczyć do biblioteki. Zaproponował mi wspólną naukę.

-Obiad w porządku, ale po co mam z Wami iść do biblioteki?- zdziwiła się szatynka. -Tylko Wam będę przeszkadzać w schadzce.

-Hej- Mirabella szturchnęła ją w ramię. -Przecież nie będę siedzieć sama z chłopcem wieczorem, jeżeli oficjalnie nie zaprosił mnie na randkę.

-Czyli mam robić za Waszą przyzwoitkę?- jęknąła Scarlett, która kompletnie zapomniała o konserwatywnych zasadach randkowania w Zenefii. Celeste też wpajała jej te reguły, aczkolwiek w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki szatynka już dawno temu przestała ich przestrzegać.

-Owszem- przytaknęła Mirabella. -Aether powiedział, że też przyprowadzi kolegę.

-Pewnie dopiero po tym jak powiedziałaś o tym, że też tam będę?- domyśliła się Scarlett.

-Noo, tak- blondynka zarumieniła się. -Ale jak chce się ze mną zadawać to musi się dostosować.

-Nie boisz się, że Wasze dzieci będą miały białe brwi?- zapytała Scarlett na co Mirabella zaczęła ją gonić z piskiem po pokoju.

-Albinizm jest cechą recesywną, więc nie, nasze hipotetyczne dziecko by odziedziczyło moje cechy- odparowała naburmuszona.

-Czyli już się nad tym zastanawiałaś!- wykrzyknęła Scarlett, na co Mirabella znowu zaczęła ją gonić wokół stołu. W końcu rozchichotane padły na kanapę.

-Ale naprawdę nie przeszkadza Ci jego wygląd?- zapytała szatynka. -Jest trochę przerażający.

-Wiesz, dla mnie chłopak nie musi wyglądać jak książe z bajki- wyjaśniła Mirabella. -Poza tym jest przystojny tylko w taki specyficzny sposób. Ma nienaganne maniery i pochodzi z dobrej rodziny.

-Bogatej?- Scarlett podniosła kącik ust.

-Na to wygląda- odpowiedziała blondynka. -Sami Uzdrowiciele w rodzinie.

-Mężczyźni?- dopytała przyjaciółka.

-Tak, kobiety prowadzą dom- blondynka przytaknęła. Trochę rozmawialiśmy podczas lekcji.

-Właśnie widzę- Scarlett roześmiała się. -Brzmi jak dobra partia. Ale i tak wstrzymam się z opinią do obiadu.

Kiedy Zack i Liam nie wyglądali na zadowolonych podczas posiłku i ciągle na nie zerkali szatynka pomyślała, że czuje się jak w jakimś programie randkowym. Trafiła do miejsca, gdzie każdy chłopiec mógł się pochwalić jakimś imponującym przodkiem, talentem lub pieniędzmi albo chociaż telentem jednego z rodziców. Większość pochodziła z dobrych domów i byli przyzwyczajeni, że dostają to czego chcą.

Akademia CzarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz