37. Asher

290 24 2
                                    

Widziałem jak się męczy. Sam przechodziłem to samo. Córka. Miałbym córkę gdyby nie pierdolony Travis. Postanowiłem się z nią pożegnać. Pomimo, że nie dane było nam się poznać.
Nie było dane nam zobaczyć jak robi pierwsze kroki, jak mówi pierwsze słowo, jak dorasta, jak się zakochuje.
Czy byłaby podobna do mnie czy bardziej do mamy.
Miałem nadzieję, że to pożegnanie nam w jakimś stopniu pomoże. Nie wyleczy bólu, tego nie da się zrobić. Z czasem nauczymy się żyć. Nauczymy się żyć z myślą o naszym aniołku.

-Jak chcesz dać jej na imię?

-Charlotte. Charlotte Jones.

Odpowiedziała niemal od razu jednak na tyle cicho, że ledwo ją usłyszałem. Wziąłem pisak.

Charlotte Jones
29.09.2023

Patrzyłem przez chwilę na napis na balonie. Miliony igiełek zaczynało wbijać się w moje serce.
Nie spodziewałem się że kiedykolwiek będę odczuwał tak silne emocje.
Nie spodziewałem się że będę do złamania.
W tym momencie byłem nikim. Nie było anioła śmierci. Nie było najlepszego zabójcy na wschodnim wybrzeżu.
Był ojciec, który stracił swoje dziecko.
Był mężczyzna, który miał u boku kobietę, która kilka dni walczyła o życie, cudem uciekając śmierci z rąk. Splotłem nasze dłonie.

-Chwyć wstążeczkę.

Palce zacisnęły się na różowym materiale.

-To nasze pożegnanie. Nie robimy tego na zawsze. Nigdy o tobie nie zapomnimy kwiatuszku. Razem z mamą bardzo cię kochamy. Do zobaczenia nasza mała Charlotte.

Puściłem wstążkę, Aurora również. Patrzyliśmy jak balon leci w stronę nieba przytuleni do siebie.

-Dziękuję. Za to co zrobiłeś i co powiedziałeś.

-Potrzebowaliśmy tego oboje. Może jestem mordercą, ale strata dziecka…

Pokręciłem głową, a następnie złożyłem pocałunek na jej czole.
Nie było mi dane usłyszeć bicia jej serduszka. Nie widziałem zdjęć USG naszej fasolki.
Jednak informacja, że była taka mała istotka trafiła głęboko we mnie. Aurora nie była sama. Byliśmy w tym razem. Razem przechodziliśmy żałobę.
Trzymając się za ręce weszliśmy do jednej z naszych restauracji. Kelnerka poprowadziła nas na tył lokalu, by za bardzo nie rzucać się w oczy. Chciałem z nią porozmawiać, nie potrzebna nam była do tego widownia.

-Na co masz smak?

-Może to dziwne, ale zjadłabym jakiś makaron.

-Co tylko sobie życzysz. Wybierz który.

-Może Carbonare? Dawno nie jadłam.

-Oczywiście. Wino?

W odpowiedzi pokiwała głową. Złożyłem zamówienie, a następnie wyciągnąłem rękę w kierunku kobiety. Gdy położyła dłoń od razu ją ścisnąłem ją.

-Kocham Cię. I nic tego nie zmieni.

-Nawet…

-Nie ważne co się stanie. Moje serce bije dla Ciebie. Na zawsze.

-To znaczy…

-Chcę byś została moją żoną. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Bez twojego uśmiechu. Bez kwiatowego zapachu, jaki zostawiasz po wyjściu spod prysznica. Bez wspólnie spędzonych wieczorów przy filmach. Bez tej normalności z tobą. Nie istnieje bez ciebie. Nie wiem czy to dobry moment. Nie wiem czy kiedyś taki będzie.

Sięgnąłem do kieszeni spodni, a następnie uklęknąłem obok dziewczyny otwierając pudełeczko z pierścionkiem.

-Auroro Davis, zostaniesz moją żoną?

Trzęsącą dłoń zasłaniała usta, a z oczu kolejny raz tego dnia płynęły łzy. Nie wypowiedziała ani słowa. Skinęła tylko głową a następnie rzuciła mi się w ramiona. Nasze serca biły w szaleńczym tempie. Zgodziła się.
Aurora i Asher Jones. Ona była wszystkim.
Czekając na zamówione dania trzymaliśmy się za ręce, patrząc sobie wzajemnie głęboko w oczy. Byliśmy tylko my. Inni przestali po prostu istnieć.

-Chcę byś miała ochronę. Na miejscu. Nie będą Ci przeszkadzać.

-Dobrze. Przepraszam, że byłam taka uparta w tej kwestii.

-Upartość macie we krwi z Victorią.

Zaśmialiśmy się. Obie nie chciały ochrony i obie walczyły o życie.
Dni leciały, my staraliśmy się wrócić do normalności. Zamieszkaliśmy u mnie. Codziennie odbierałem ją z pracy. Dalej miałem podgląd na kamerę. Musiałem, wiedząc że jej depresja znowu atakuje. Przedtem daliśmy radę, teraz również.
Kilka tygodni od ataku wzięliśmy ślub. Aurora była w pięknej, białej sukni. Zaczęliśmy od początku. Zaczęliśmy od nowa ale już jako państwo Jones.

-Pani Jones, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i wybierze się ze mną na spacer do parku?

-Panie Jones? Co się stało z tym bezlitosnym zabójcą?

-Moja żona mnie zmieniła. Dla niej jestem zupełnie kimś innym…

Uśmiechnęła się. Taka była prawda. Dla niej stałem się pełni uczuciowym człowiekiem. W pracy wyłączałem emocje. Tam byłem zimnym skurwysynem.
Trzymając się za ręce szliśmy przez park. Przez krótkie chwile z nią mogłem zapomnieć kim tak naprawdę jestem.
Vici po porwaniu zmieniła się. Stała się jedną z nas. Aurora była i jest dalej delikatną i wrażliwą dziewczyną, która umie pokazać pazur jednak nie w ten brutalny sposób. Mową i ciałem potrafiła nie jednego faceta omotać. Każdy mógł jeść jej z ręki i zrobiłby dokładnie to co ona chciała. Może faktycznie jest jakąś czarownicą.

-O czym myślisz?

-Że jesteś czarownicą.

-Znowu?

-Może masz jakieś korzenie.

-Uważaj jak będziesz jeść obiad. Mogę dodać jakiś ziół i umrzesz.

Popatrzyłem na jej poważną twarz, która z każdą sekundą robiła się bardziej roześmiana.

-Uważaj…

-No nie mów, że się mnie boisz.

Zmrużyła podejrzliwie oczy.

-Oczywiście, że nie.

Parsknęła. Położyłem dłoń na jej biodrze przyciągając ją do siebie.

-Nie boję się ciebie tylko o ciebie.

-Mam ochronę. Nic już mi nie grozi.

Położyła dłoń na moim policzku. Przymknąłem oczy, bo jej dotyk był naprawdę przyjemny.

-Patrz…

Wyszeptała. Otworzyłem oczy i popatrzyłam na moje ramię. Białe piórko. Rozejrzałem się, ale nie zauważyłem żadnego ptaka.

-Wiesz co to oznacza?

Zaprzeczyłem ruchem głowy. Wzięła go delikatnie między palce.

-Znalezione białe piórko, gdzie nie ma wokół ptaka które je zgubił oznacza, że Aniołek chce dać znać, że nas obserwuje.

Uśmiechnęła się, a następnie popatrzyła na moją twarz.

-Ja chyba jestem gotowa.

Nie musiała wyjaśniać. Pocałowałem ją przypieczętowując, że ja też jestem gotowy na dziecko.

The Devil's Dark Care Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz