Rozdział 58

35 7 6
                                    

Dreon wyglądał na wkurzonego. Stał oparty plecami o ścianę swojej komnaty, w której znów wylądowała Adel i obserwował siedzącą na jego posłaniu kobietę. Emysei ledwie przed momentem zostawiła ich samych, wcześniej mimo protestów bezskrzydłej opatrzyła zadrapanie. Ledwie kątem oka Crow obserwowała sylwetkę władcy, podczas gdy policzek varthaka drgał w geście wzburzenia.

– Nie popierasz tego, co zrobiłam, wiem – zaczęła spokojnym tonem. Bała się, że będą tkwić w tym niewygodnym milczeniu bez końca, zaś zdecydowanie bardziej wolała mieć belferskie kazanie Dreona za sobą. – Ale ja naprawdę...

– Jeśli powiesz, że musiałaś się okaleczyć, znajdę tę białoskrzydłą cholerę i skręcę jej kark – oznajmił twardo. Wolno artykułował poszczególne słowa, pilnował, by mówić w zrozumiałej dla bezpiórej mowie. Przygryzła wewnętrzną stronę wargi i spuściła głowę. Dokładnie to chciała powiedzieć. – Zrobię to też, jeśli jeszcze raz z jej powodu stanie ci się krzywda – ostrzegł złowróżbnym tonem. Odepchnął się od ściany i skrócił dzielący ich dystans. – Wcześniej tylko nieco ją potorturuję, by nawet w Karbos pamiętała, jakiego grzechu się dopuściła.

Aktualnie przypominał władcę, którego miała okazję poznać, gdy groził zamkniętym w celi więźniom, by zapewnić sobie jej lojalność. Wyglądał na potężnego, skrzydła drżały nieznacznie w gniewie, choć trzymał je złożone na plecach. Minę przybrał mordercy, złowrogą i przesyconą okrucieństwem.

Wiele cisnęło się na język Adel, ale postanowiła zamilknąć. Denerwowanie harpiego varthaka nie wyszłoby teraz nikomu na dobre. Zawsze lepiej było ustąpić, żeby nie podsycać dodatkowo agresji. Opuszkami muskała delikatnie bandaż wykonany z naturalnych włókien i zabezpieczający rankę pokrytą leczniczym smarowidłem. Rozchodziło się o zadrapanie, nikłe, nie niebezpieczne, natomiast Dreon zachowywał się, jakby stoczyła walkę o życie, którą ledwo wygrała.

– Więcej do tego nie dojdzie – zapewniła markotnie.

– Jaką mogę mieć gwarancję, że tak właśnie będzie? – Ujął niewieści podbródek i zmusił ją, by patrzyła mu w oczy. – W przeciągu kilku dni dwukrotnie prawie cię zabiła.

– Nie przesadzasz?

– Adel.

– Nic mi nie jest, a to... – dźwignęła pokazowo zranioną rękę – ...nie jest cięciem sztyletem Nieumarłego, tylko lekkim zadrapaniem.

– Które sama sobie zrobiłaś pogrążona w amoku – sprecyzował. Zaciętość wymalowana na twarzy kobiety wskazywała, że ostatnim, na co mógł liczyć, była aprobata. Przysunął twarz bliżej i pochylił się mocniej, przez co czubkiem nosa stykał się z nosem bezskrzydłej. Dojrzała subtelną zmianę na obliczu monarchy. Wciąż emanowała od niego złość, ale w towarzystwie innej, troskliwszej emocji. – Ty naprawdę nie rozumiesz? Adel, ampto, nie mogę cię stracić.

O dziwo, bardzo chciała, by ostatnie zdanie znaczyło coś więcej, stanowiło swoiste wyznanie. Tymczasem posiadała świadomość, że była dla niego równie istotna, co reszta poddanych. Ampto znaczyło pozdrowienie, nie łudziła się już, choć słowo brzmiało w ustach monarchy szczególnie.

– I nie stracisz – zapewniła. Przebłysk w granatowych oczach poruszył jej wnętrze. Ich relacja nie mogła doczekać się szczęśliwego zakończenia. Byli sobie bliscy, a jednocześnie dalecy. – Możesz być spokojny. Wesprę cię w dbaniu o twoich poddanych.

– Naszych poddanych – poprawił ją kategorycznie. – To są nasi poddani, oboje o nich dbamy, oboje decydujemy o ich dobru.

Na moment wstrzymała powietrze w płucach. Dotyk, jakim musnął opatrzony nadgarstek zakrawał o erotyczną pieszczotę. Bezwiednie poruszyła się, zacisnęła uda, ale to nie zamaskowało napięcia, jakie w ułamku sekundy zgromadziło się między nimi. Niekontrolowanie spuściła wzrok. Twarz władcy zajmowała cały kadr, ale gdy dodatkowo skupiła się na jego ustach, zdała sobie sprawę, jak niebezpiecznie blisko się znajdował. Znów.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz