Rozdział 57

44 7 18
                                    

Eksplozja niekontrolowanej mocy sprawiła, że Jasmin totalnie opadła z sił. Kolejny raz potrzebowała regeneracji. Straciła przytomność, jeszcze zanim Orias wyniósł ją z biblioteki na rękach, choć bardziej trafnym określeniem było stwierdzić, iż przysnęła.

Śniła, aczkolwiek sen ten zdawał się zupełnie irracjonalny. Dryfowała w przestrzeni, a palący ją wcześniej ogień zelżał. Przeistoczył się w płomieniste wzory roztaczające się z pleców, otaczające jej półnagą sylwetkę ciepłem oraz blaskiem. Kiedy na nie spoglądała, barwą upodabniały się do krwi, która jakby rozlewała się wzdłuż nich.

Poza tym gdziekolwiek była, oglądała światłość. I cień.

Obca sylwetka majaczyła w oddali. Zbliżyła się, lecz nie wykonała ani jednego kroku. Cień zdawał się odchodzić, oddalać, a Jas nie umiała skrócić dzielącego ich dystansu na tyle, by dojrzeć oblicze niknącej za horyzont istoty. Po kształtach oceniła, że do czynienia miała z człowiekiem, ewentualnie z półboginią. Charakterystyczne krągłości jednoznacznie określały płeć persony stąpającej po szkarłatnym morzu, jakie Burns automatycznie utożsamiła z krwią.

Nim ostatecznie cień rozmył się wśród światła, przysięgłaby, że dojrzała uśmiech wymalowany tuż pod nosem kobiety, a gdy przyjrzała się mocniej, mogła też mówić o gęstych, falujących puklach. W tym świetle wyglądały na brązowe, ale być może prezentowały barwę brudnej miedzi. Jasmin nie była pewna, ale kiedy zerknęła na własne, oceniła, iż również niewiele wspólnego miały z jej naturalnym kolorem.

Jas na co dzień nie mogła mieć innej barwy włosów. Już z końcem szkoły podstawowej próbowała farbować pojedyncze kosmyki, być jak rówieśnicy, ale żaden preparat nie imał się jej jasnego blondu. Mogła kupić najczarniejszą farbę dostępną na rynku, a po przebudzeniu się znów miała jasne włosy. Zmiana koloru za dnia niewiele zmieniła. Uzyskiwała wyblakłą barwę, która schodziła z pukli bez większego wysiłku, a większości nie pokrywała w ogóle, przez co prezentowała wtedy na głowie jasne placki. Tymczasem kosmyki posiadała niemalże białe.

Ni stąd, ni zowąd nurzała się we krwi. Omiotła otoczenie spojrzeniem. Słyszała o kąpielach we krwi wrogów, ale uważała to za motto przewodnie mafiozów. Jasmin nigdy przez myśl nie przemknęłoby, by uczynić coś podobnego naprawdę. Zdawała się delektować tą chwilą niczym Kleopatra nawilżająca skórę mlekiem.

Ból wreszcie zelżał i to chwilowo wystarczało dziewczynie, nawet jeśli posiadała świadomość, że śniła. W końcu wszystko wokół było tak mocno nierzeczywiste, iż nie miała najmniejszych wątpliwości względem swego stanu. Z pewnością nie nazywała się Alicją, a chociaż podobnie do niej przedostała się do alternatywnego świata, wcale nie chodziło o lustro.

– Ile to będzie jeszcze trwało?

Nie od razu rozpoznała właściciela głosu zadającego pytanie. Co więcej, nie spodobało się jej, że Foras wisiał nad nią, gdy zwyczajnie spała. Uważała, że powinien znaleźć sobie zajęcie, pasję, która skutecznie zajmie mu czas oraz odwróci uwagę.

– Zużyła dużo mocy – orzekł inny mężczyzna.

Tego rozpoznała już znacznie szybciej. Powoli nabywała przekonania, że Foras z Oriasem stanowili nierozerwalny duet. Równie dobrze mogli odgrywać rolę syjamskich bliźniąt.

– Dlaczego odnoszę wrażenie, że nie chcesz, by się obudziła?

Zarzut Forasa wstrząsnął nią, mimo że w dalszym ciągu balansowała na granicy świadomości. Dryfowała, chociaż ciało namacalnie wyczuwało chłód pościeli. Skupiła uwagę, pragnęła zasłyszeć respons, którego miał udzielić nieświadomy jej mentalnej obecności mężczyzna. Otrzymałaby dowód, iż Oriasowi w rzeczywistości nie zależało na niej, a tylko mamił ją słodkimi kłamstewkami, gdy opowiadał, jak mocno kochał.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz