Głowa opadła Jasmin, gdy wzrok rozmysł się do tego stopnia, że nie rozróżniała poszczególnych znaków nawet w swym ojczystym, ziemskim dialekcie. W ostatnim momencie otrzeźwiała na tyle, by nie huknąć czołem w blat.
– Naprawdę sugerowałbym odpoczynek – stwierdził zirytowany Igrett.
Strażnik obrzucił brązowym spojrzeniem swą podopieczną. Miał ją chronić, a choć w rzeczywiści nie dorównywał istocie półboskiego pochodzenia mocą, uważał, iż ważna jest jego uwaga oraz dbałość o dobre samopoczucie dziewczęcia. Tymczasem coś zdecydowanie było z nie tak, pomijał przy tym zarumienione policzki. Niestety ona kompletnie ignorowała jego życzliwe sugestie.
– Nie jestem zmęczona – zaprotestowała.
– Więc chora – ocenił stanowczo. – Zawezwę medyka.
– Nie!
– Jasmin... Nessa – poprawił się, gdy dotarł do mężczyzny ogrom przewinienia, po czym spuścił pokornie z tonu. Chciała czy nie, należała do kasty władców i tak też planował traktować jasnowłosą. – Twe bezpieczeństwo, nessa Jasmin, to priorytet. Zbyt wiele przyswojonej wiedzy naraz nie jest dobrą alternatywą, a przemęczony umysł nie myśli równie dobrze, co wypoczęty.
– Myślisz, że tego nie wiem? – wybuchła rozsierdzona. Głos dźwignęła niemal o oktawę. Nie tylko brzmiała na przeładowaną emocjami, ale też na załamaną. Zaczynała tracić nadzieję, że zdoła opanować wszystkie specyficzne nazwy oraz pismo, którego symbole za każdym razem przypisywano do innej głoski. – Myślisz, że nie wiem?
Igrett zacisnął szczęki. Ckliwość była mu teraz zbędna. Nie miał ulec kaprysom młodej półbogini, choć rozkazów musiał słuchać. Impas wzmacniała postać jego królowej oraz dwóch innych Nieśmiertelnych przebywających aktualnie na zamku. Dodatkowo każdy wymagał skrajnie różnych rzeczy, wydawał drastyczne odmienne dyspozycje, a on musiał rozsądzać, jak powinien postąpić. Ku rozpaczy strażnika, nie tracił świadomości, iż błędny wybór mógł wiązać się ze straceniem.
– To może choć zmień księgę? – podsunął pomysł kompromisu.
Posłała mu pytające, zaintrygowane spojrzenie. Nie znała księgozbioru Beltii, a szanse na samodzielne znalezienie czegoś ciekawego, kiedy nie umiało się czytać, sięgały zera. Igrett podszedł do jednego z regałów, zdjął tomiszcze niewyróżniające się niczym od innych i wrócił na miejsce. Ułożył je na stoliku przed Jasmin i otworzył na losowej stronie. Ilustracja prezentowała znaną dziewczynie postać.
– Co to jest? – spytała z zaangażowaniem.
– To biogramy najważniejszych monarchów ostatniego millenium... jeśli się nie mylę – poinformował usłużnie.
Blondynka zlustrowała obraz. Ktokolwiek wykonał ilustrację, posiadał niezwykły talent. Ołówek w zestawieniu z delikatnym, barwnym cieniowaniem nadawał realności postaciom. Zsunęła wzrokiem w dół, a słowa pisane pogrubioną czcionką same wyświetliły się w jej głowie jako trafne domysły.
– Hebete i Izanami – rzekła.
– Tak dokładniej, to jego wysokość, miłościwy Hebete wraz z szacowną małżonką, monarchinią Izanami – odczytał z patosem w głosie.
Jasmin prześledziła wygłoszony tekst z uwagą. Oceniła, że trafnie zinterpretowała wyróżnione wyrazy. Hebete i Izanami, rodzice Forasa. Stronicę obok pokrywał w pełni tekst, symbole pozbawione dla niej znaczenia. Przewertowała kartkę.
Zastukała w kolejne pogrubione słowa, połączyła je z właściwą osobą. Sallosa także znała, a przynajmniej kojarzyła. Był bratem upierdliwca niepojmującego, że nie naprawdę znaczyło nie, zaś imię wyrysowanej przy nim niewiasty z trudem odnalazła w pamięci. Dajena, wspomniała, choć po prawdzie nie była pewna czy dobrze.
CZYTASZ
Eserbert. Refleksy przeszłości - tom II
FantasyNa Ziemi mawia się, że jeśli człowiek chce rozśmieszyć boga, powinien opowiedzieć mu o swych planach. W Eserbert półbogowie tylko wrogom śmieją się prosto w twarz na chwilę przed ich egzekucją, resztę zwyczajnie niszczą. Świat toczony przez rozlicz...