Rozdział 53

52 8 33
                                    

Wiem, że zwykle tego nie robię, ale pozwoliłam sobie wrzucić materiał audio.
Mam nadzieję, że pamiętacie, że Jasmin na Ziemi lubiła śpiewać ;)

Orias nie czekał. Jego córka potrzebowała pomocy, czuł to całym sobą, chociaż nic a nic nie rozumiał. Jeśli się nie mylił, tkwiła dalej w bibliotece, gdzie zostawił ją kilka tid temu. Nawet tam nie gnał, nie tracił sił, zwłaszcza że nogi odmówiły mu posłuszeństwa, jakby stopy wrosły w jasną posadzkę. Tchnienie. Tyle potrzebował, by przenieść się przed otwarte wrota biblioteki.

Forasa nie musiał wołać ze sobą. Ledwie stanął w korytarzu, który prowadził do Jasmin, a kuzyn już trwał u jego boku. Obaj byli równie oszołomieni, szczególnie w chwili, gdy dojrzeli, iż biblioteka przestała istnieć.

Cokolwiek znajdowało się przed nimi, nie przypominało sali ksiąg. Korytarz po prostu kończył się wolną przestrzenią pozbawioną ścian. Ich cząsteczki wirowały wokół niczym potężne tornado. W samym sercu huraganu tkwiła ona, a całość prezentowała się tak, jakby dziewczę zaginało przestrzeń wokół siebie.

– Co do...? – Foras nie dokończył pytania.

Takiej wybranki jeszcze nie widział. Nie przerażała go, nie przypominała potwora i z pewnością znamię nie czyniło z niej monstrum, choć być może pozbawiło serca oraz zaburzało postrzeganie rzeczywistości. Być może zacierało granice, które zdawały się jasno nakreślać zachowanie i wyznawane wartości Jasmin, gdy nie zatracała się w mocy.

Dostrzegł wśród wirującego pyłu i cząsteczek nieznanego pochodzenia bezwiedne ciało mężczyzny. Unosiło się w powietrzu wespół z Jasmin, która tylko z wyglądu upodabniała się do ukochanej przyszłego władcy Eserbert. Niemniej pamiętał słowa ojca, gdy ten rozprawiał o niszczycielce oraz przepowiedni.

Bezwładnie tkwiła w bezruchu. Ręce rozłożyła po skosie na boki, spuściła w dół wzdłuż ciała. Głowa jakby pozbawiona władzy nieznacznie opadła, choć półbóg nie był pewien czy w tył, czy na lewo. Zdawała się nieprzytomna, pozbawiona świadomości i ogarnięta mocą wprawiającą zamek Beltii w niszczycielskie drżenie, pochłaniającą go zachłannie fragment po fragmencie. Cofnął się, pociągnął za ramię Oriasa, gdy podłoga pod stopami blondyna poczęła się rozpadać.

– Musicie ją powstrzymać – zakomenderowała Beltia. Ona także pojawiła się znikąd, na miejsce sprowadził półboginię aromat jaśminii. – Inaczej zniszczy wszystko i wszystkich łącznie z nami!

– Zapanuje nad sobą – odparł Orias, choć sam do końca nie ufał swym słowom. – Zapanuje.

Chciał w to wierzyć. Dla niego znamię w kształcie harpi niczego nie zmieniało, poza aktualną potęgą przelewającą się z ciała jego córki. Żałował, że nie wziął jej w ramiona, kiedy powiedziała mu o naznaczeniu, że nie zapewnił aż po utratę tchu, jak niewiele to dla niego znaczyło. Była jego dzieckiem i nie zamierzał pozbawić Jasmin życia bez względu na archaiczne prawo. Uważał się za winnego stanu pierworodnej.

– Nie zapanuje! – Beltia przekrzykiwała szum wywoływany naporem atakującej ich mocy. – Ona nawet nie jest świadoma! Nie wie, co robi!

– Zajmę się tym.

– Nie, Forasie. – Orias powstrzymał kuzyna, który już chciał naprzeć do przodu. Kolejny fragment podłogi uciekł spod ich stóp, znów musieli się cofnąć. – Ona cię zabije.

– Ona zabije siebie, jeśli niczego nie zrobimy – ocenił kasandrycznie.

Podobnie do kuzyna mówił głośno, lecz nie krzyczał. Dowodzenie armią wypracowało struny głosowe oraz wzmocniło siłę, z jaką mógł wyrzekać słowa. Na wojnie nie znano ciszy, a rozkazy musiały zachowywać ciągłość.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz