-Ryan Alieva - Potwór-

13 3 1
                                    

Nasza placówka znajdowała się nieopodal, więc podróż nie trwała długo. Przez cały czas nie mogłem pozbyć się skrzywionych wzroków, obserwujących mnie i Mire gdy rozmawialiśmy. Gdyby nie fakt, że wszyscy są nam potrzebni z chęcią bym ich powybijał.. Pierwszy wóz chciał wjechać do lasu, ale uniemozliwiła to gęsta roslinność, która jest nie do przeoczenia w okolicy. Zatrzymaliśmy się tuż przed miejscem docelowym, wszyscy wysiedli z aut, poza kierowcami rzecz jasna, oni będą się opierdalać gdy my będziemy walczyć o nasze życia.

Ostrożnie szliśmy pośród wysokich, bogatych w przeróżne owoce drzew, rozgladając się wszędzie dookoła. Na początku nikt nie zauważył niczego specjalnego, ale im dalej szliśmy w las, tym więcej spotykaliśmy zgnilizny. To nie były już tylko rośliny, ale również zwierzęta jak i ludzie. Na ten widok Mira podeszła bliżej mnie, złapała się mojej ręki.

...

A on? On wciąż za mną podąża. Nawet w miejscu uważanym przez wielu za święte, kątem oka wciąż widzę jego non stop drwiący cień. Obecność mojej ukochanej pomaga mi pozostać przy zdrowych zmysłach, pewnie dlatego widzę go tylko w formie cienia.

- Mówiłeś że.. Stwór jest inteligentny, prawda Ryan? - Rzekł jeden z odmieńców.

- Niestety obawiam się o to samo co wy, potrafi polować. - Wszyscy zatrzymaliśmy się w miejscu, na niewielkiej obmarłej polanie.

- To miejsce wygląda idealnie, wystarczy go wywabić. - Kiri wyszedł przed szereg. - Puśćcie Martina.

Opiekunowie przez moment delikatnie się wachali.. Ale wystarczyło jedno krzywe spojrzenie kątem oka, a ci natychmiast puścili obiekt, który rozerwał kajdany. Został uwolniony.

- Wiesz co robić, prawda? - Dopowiedział Mężczyzna, nie dostał żadnej odpowiedzi, do czasu aż jeden z odmieńców zemdlał. - "Wiem." - Powiedział 07, jego głos zdawał się być nieco zmęczony. Wystawił rękę w stronę nieba, wszyscy poczuliśmy delikatny podmuch wiatru.. - "Mam go." - Na te słowa Kiri się uśmiechnął. Kolejny łowca padł na ziemię, a Martin wycelował dwoma palcami, zupełnie jak pistoletem w stronę gęstego lasu. Z ich końca z charakterystycznym "phew", wystrzeliło coś, co wyglądało jak cieńka wiąska ognia. Płomień gwałtownie się poszerzył do ogromnych rozmiarów, zmiatając wszystko na swojej drodze.

Zza płomieni usłyszeliśmy ten paskudny okrzyk.. Każdy już dobrze wiedział co on zwiastuje. Ogień rozproszył się, a na końcu korytarza wypalonej ziemi wraz z roslinnością stał nasz cel, 06. Obydwa przełomowe twory naszej placówki patrzyły sobie prosto w oczy.

- Trzymajcie się z dala, odmieńcy, nasza trójka wystarczy. - Powiedział Kiri, spoglądając na mnie. Jego decyzja nie spotkała się z aprobatą, jednak nikt nie ważył się pisnąć słówka. - Pokaż im na co naprawdę cię stać, Przyjacielu.

Popatrzyłem na Mire, stała z dala, była bezpieczna. Odwróciłem się spowrotem w stronę bestii.. Ta chwila, ten jeden moment. Sekunda dzieliła mnie od śmierci, gdy jego zgnita dłoń była już tuż przed moją twarzą, gdyby nie szybka reakcja 07, który odgrodził mnie od napastnika za pomocą ściany lodu, kolejny odmieniec zemdlał, zaczęli się niepokoić.

"Dziękuję.. Martin." - pomyślałem, ale nie mogłem marnować więcej czasu, nie mogę być piątym kołem u wozu. Zacisnąłem pięść i zamachnąłem się prosto w blokade, lecz ta roztopiła się w idealnym momencie, zupełnie jakby mój kompan wiedział że dokładnie tak postąpie. Uderzyłem ile sił w ręce stwora prosto w twarz, lecz nie zrobiło to na nim zbyt większego wrażenia, jego głowa jedynie delikatnie uskoczyła do boku. Poczułem jak ból ogarnia całą moją dłoń, skóra z moich kostek całkowicie się wypaliła. Wyprowadziłem kolejny cios, i kolejny i kolejny, ale bez skutku. Czułem się jakbym uderzał w ścianę, więc chwyciłem za sztylet, i zamachnąłem się. Obiekt złapał moją dłoń, i wykręcił ją, łamiąc mi rękę. Krzyknąłem z bólu, a stwór się usmiechnął, moja ręka wcale nie gniła, bawił się mną.

Hej.. Kiri. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz