Rozdział 8

261 19 1
                                    

   Cudem udaje mi się znaleźć jakieś miejsce.Serio?Tyle osób jest zainteresowanych tymi wyścigami.Co jest fajnego w patrzenie się na jeżdżące motory?Chyba nigdy tego nie zrozumiem.Ale przynajmniej są trybuny.Zastanawiam skąd się wzięły.Dopiero po chwili przypominam sobie,że kiedyś była tu szkoła,ale w niewyjaśnionych okolicznościach spłonęła.Tak czy inaczej szkoły już nie ma a na jej ruinach odbywają się nielegalne wyścigi.Z moich zamyśleń wyrywa mnie głos:"Przygotować się do startu."Udaje mi się znaleźć Louisa,który patrzy w moją stronę i puszcza mi oczko po czym zakłada kask.W jednej chwili wszystkie silniki się uruchamiają.

"Trzy,dwa,jeden.START!" Motory startują.

Louis na początku jedzie na końcu ale z każdym okrążeniem wysuwa się na prowadzenie.

-Wolne?-słyszę pytanie i odwracam głowę od toru i spoglądam na chłopaka stojącego przede mną.

-Tak,pewnie.-odpowiadam a blondyn siada obok mnie.

-Chyba widzę cię tu pierwszy raz.

-Nigdy wcześniej tu nie byłam.

-A,który jest twój?

-Co,mój?-pytam nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

-Który to twój chłopak?

-Żaden-odpowiadam

-Przyszłaś tu sama?Wiesz,że to nie do końca mądre?

-Och.Nie przyszłam tu sama.Przyprowadził mnie znajomy.-wskazuję na Louisa.

-Tomlinson -mówi i uśmiecha się.- Oczywiście.A tak w ogóle jestem Waren.-przedstawia się i podaje mi rękę.Odpowiadam na gest i mówię mu swoje imię.

-Znacie się?

-Często tu przychodzę i czasem biorę udział w wyścigach ale aktualnie mój motor nie nadaje się do jazdy-kręci kilka razy głową-Tomlinson jest naprawdę dobry ale ostatnio kiepsko mu szło.-patrzę na niego z nie dowierzaniem.Louisowi coś nie wyszło.A to nowość.-słucham chłopaka z zaciekawieniem.Nagle z głośników rozbrzmiewa głos:"To już ostatnie okrążenie.Jak na razie na prowadzeniu utrzymuje się Collins."Kiedy zbliżają się do mety Louis w ostatniej chwili wymija go i wygrywa.Zatrzymuje motor i zdejmuje kask.Na jego twarzy widnieje szeroki uśmiech.

   Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. Schodzę z trybun ale nie próbuje przeciskać się przez dziki tłum który otoczył Louisa bo wiem,że i tak nie uda mi się tam dotrzeć. Stoję z boku i przyglądam się wszystkiemu. Nagle czuję,że ktoś obejmuje mnie ramieniem.Spanikowana odwracam się w stronę osoby,która nagle pojawiła się obok mnie i oddycham z ulgą gdy widzę Warnera.

-Co robisz?–pytam zdziwiona jego zachowaniem.

-Lepiej żebyś nie była tu sama.Chyba zdążyłaś zauważyć kto się tu kręci a Louis aktualnie paja się w blasku chwały więc pozwól ,że dotrzymam ci towarzystwa.

-O co z tym chodzi?-pytam nie rozumiejąc-Jeśli wszyscy zobaczą mnie albo z tobą albo z Louisem to nic mi nie zrobią ale dlaczego?

-Ludzie nas znają.Wiedzą,że lepiej nam nie podpaść jeśli nie chce się mieć w nas wroga.To dość skomplikowane ale najprościej mówiąc uczestnicy są twoją kartą bezpieczeństwa przed typami,którzy się tu kręcą.-kiedy kończy rozglądam się po ludziach stojących wokoło. Niektórzy wyglądają dość normalnie.Ale niektórzy mają kolczyki chyba wszędzie gdzie się da a tam gdzie ich nie ma są tatuaże.Rozglądając się dalej zauważam,że tłum wokół Louisa już się rozszedł.Brunet zauważa mnie a na jego twarzy nadal gości ogromny uśmiech.Jednak kiedy widzi,że Warner mnie obejmuje jego mina zmienia się w grymas niezadowolenia.

-Chyba twoja ochrona wraca.-mówi Warner i przestaje mnie obejmować.Louis podchodzi do nas z wielkim uśmiechem i się do mnie przytula.Niepewnie odpowiadam na jego gest. Chłopak szepcze mi do ucha:-Dziękuję.Wygrałem dzięki tobie.Przyniosłaś mi szczęście.-po tych słowach całuje mój policzek i odsuwa się ale nadal trzyma swoją rękę na mojej tali. Patrzy na Warnera wzrokiem pełnym nienawiści.

-Dawno się nie widzieliśmy-mówi Warner i podaje mu rękę.Louis odwzajemnia gest-Gratuluję wygranej.

-Dzięki.-odpowiada oschle brunet-Choć El,musimy już iść.-bierze mnie za rękę i odciąga od Warnera.

Cieszę się,że nareszcie stąd idziemy.Mam dość tego miejsca.Pełno tu facetów,którzy ciągle się na mnie gapili.Serio?!Nigdy nie widzieli dziewczyny?No i ciągle pada ten deszcz.

-Błagam tylko nie jedźmy twoim motorem.-mówię błagalnym tonem.

-Jasne,że nie.Jest chłodno a ja nie chcę żebyś była chora.

-Od kiedy jesteś taki troskliwy? -pytam z ironią.

-Od kiedy jesteś moją dziewczyną.-mówi i otwiera mi drzwi od strony pasażera a sam zajmuje miejsce za kierownicą.

-Przypominam ci,że nie jestem twoją dziewczyną a dziś tylko udawałam twoją przyjaciółkę a nie dziewczynę.

-Nieważne.Opowiedz mi coś o sobie.

-A co chciałbyś wiedzieć?

-Masz jakieś hobby?

-Raczej nie.Chociaż kiedyś grałam w siatkówkę ale potem przestałam.

-Rozumiem.A jakie masz lany po zakończeniu szkoły?

-Chyba żadne.-chłopak patrzy na mnie zdziwiony.

-Co?- pytam

-Myślałem,że idziesz na studia.

-Raczej nie.-widzę,że chłopak chce coś powiedzieć ale szybko mu przerywam-A ty?Jakie masz plany?

-Jak na razie mam zaplanowane wakacje a potem...sam nie wiem. Może poszukam pracy.Coś się wymyśli.-odpowiada obojętnie.Chwilę potem stoimy już pod moim domem. Louis wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Ja robię to samo i idę w stronę domu.Słyszę, że brunet idzie za mną.Nagle z mojego domu słychać ciąg przekleństw i dźwięk tłuczonego szkła.

-Co to było?

-Kot?-odpowiadam niepewnie.

-Niech zgadnę.Ten sam co zrobił ci siniaka i skaleczył ręce?

-Co? Ja..nie...-popatrzyłam na swoje ręce i zauważyłam kilka szram.-Zbiłam ostatnio szklankę i...

-Eleanor.Co się dzieje?Możesz mi powiedzieć.-raczej nie mogę.Przecież to typowy podrywacz co tydzień inna dziewczyna.Ale ja nie będę kolejną.

-Nic się nie dzieje.Po prostu...To nic takiego.Muszę już iść.

Ku mojemu zaskoczeniu nie żegna się buziakiem ani irytującym przezwiskiem.

-Louis!-wołam go a chłopak do mnie podchodzi-Ta randka,spotkanie czy co to tam było.Nie było takie złe.Nawet było ok.-mówię a chłopak uśmiecha się.

-Stać mnie na więcej.-pochyla się i lekko dotyka moich ust swoimi.


Salvation *L.T*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz