Rozdział 23

225 17 2
                                    

     -Gdzie jedziemy?

-A gdzie byś chciała?

-Wow.Chyba pierwszy raz dajesz mi wybór.-mówię i zdaję sobie sprawę,że to prawda.Ciągle gdzieś mnie woził a ja nigdy nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.

-Bez przesady.To co chcesz robić?

-Nie wiem.Może zawieź mnie do domu?

-To odpada.Dawaj dalej.

-Skoro mój pomysł ci się nie podoba to powiedz swój.-chłopak myśli chwilę ale zaraz wpada na,jakże genialny,pomysł.

-Jedziemy do restauracji.

-Super ale pominąłeś ważny szczegół.Jest zimno i bolą mnie nogi od tych szpilek i jeszcze...

-Tak,tak.Poplamiona sukienka.Dlatego najpierw pojedziemy do sklepu.Musisz się przebrać.-patrzę na niego zdezorientowana.Jest 21,żaden sklep z ciuchami nie będzie otwarty.

-Co kombinujesz?Chyba wiesz,że wszystko jest pozamykane?

-Dlaczego ja zawsze muszę coś kombinować?-pyta tajemniczo się uśmiechając co tylko utwierdza mnie w fakcie,że coś wymyślił.

   Kilka minut później Louis parkuje swojego czarnego mercedesa przed sklepem odzieżowym. Chłopak wyciąga z kieszeni,swojej marynarki klucz,którym otwiera drzwi.

-Chyba żartujesz?! Skąd masz klucz?-pytam gdy wchodzimy do środka.

-To sklep mojej ciotki.-mówi i zapala światła oraz wyłącza alarm-Zostawiła kiedyś u nas klucze gdy chciałem je, jej oddać powiedziała,że mogę je zatrzymać.Jak ona to ujęła? "Zaimponujesz dziewczynie dając jej sklep z ubraniami tylko dla niej.Ale pamiętaj!Nic za darmo."-wzrusza ramionami jakby to nie było nic wielkiego-Więc,wybieraj.-wskazuje pomieszczenie po czym siada na kanapie i wyciąga telefon.

    -Powinnam zadzwonić do Ashley.Będzie się martwić.-mówię przeglądając ubrania i co chwilę zerkając na tę samą cenę aby upewnić się,że tyle cyferek mi się nie przywidziało.

-Daj mi swój telefon to jej powiem,że jesteś ze mną a ty coś wybierz bo nie zdążymy.-podaję mu urządzenie i wracam do oglądania.Dziwnie się czuję wybierając sobie ciuchy w opustoszałym sklepie.Czy to nie podchodzi pod włamanie?Ale Louis miał klucz.A może go ukradł a nie dostał?

   Przesuwam kolejny wieszak aż trafiam na fajną bluzkę i spodnie do kompletu.Biorę zestaw i idę do przymierzalni.

-Ej!Czekaj,czekaj.-zatrzymuje mnie głos Louisa-Tylko to?-spogląda na ubrania,które trzymam w ręce-Ty chyba nie umiesz robić zakupów.Miałaś wziąć wszystko co ci się podoba.Idź coś wybierz albo ja to zrobię.

-Dobra.-mówię niechętnie i odwracam się i wracam do przeglądania.Zabieram kilka ubrań i gdy chcę je przymierzyć pojawia się Lou,który dokłada mi jeszcze jakieś 20 wieszaków.Cała obładowana idę do przymierzalni.Zakładam jakąś sukienkę i przeglądam się w lustrze.

-Gotowa?

-Nie mów,że muszę ci się we wszystkim pokazać.

-Musisz! Więc,gotowa?

-Tak-odpowiadam niechętni i odsłaniam zasłonę i pokazuję się Louisowi w niebieskiej sukience.

-Odpada.-przymierzam jeszcze inne ubrania ale każde jak do tej pory nie pasuje chłopakowi. "Zbyt długa","Szukamy czegoś innego".Mam dość tego przymierzania.Najpierw mnie pospieszał a później dodał sam jakieś ubrania.

Zakładam czarne spodnie i ciemną koszulę.Ponownie pokazuję się brunetowi i czekam na opinię.

-Wyglądasz jakbyś miała iść na pogrzeb.

-Mi się podoba i to nie ty w tym będziesz chodzić.

-Ale spójrz wyglądasz w tym smutno.I jestem tu od doradzania.Jakbyś zapomniała.

-A ty co projektant mody?Może czarny jest modny?-chłopak kręci głową i każe mi wrócić do przymierzalni.Zakładam jakąś koszulkę i kurtkęna to.Mi się podoba i nie zamierzam się przebierać.

Gdy wychodzę,Louis podnosi kciuki w górę i się uśmiecha.

-Nie mogłaś od razu tego założyć?

-Nie.-odpowiadam po czym zabieram swoje buty i sukienkę.Podchodzę do Louisa,który wkłada pieniądze do kasy.-Czekaj.Przecież to kosztuje fortunę.Nie musisz...

-Daj spokój.-przerywa mi

-Ale...

-Żadnego ale.Potraktuj to jako prezent.-zamyka kasę i ciągnie mnie do wyjścia po czym zamyka sklep.

-Dziękuję.-mówię gdy siedzimy w jego samochodzie.

-No to skoro wydałem pół portfela na twoje ubrania nie licz na prestiżową restaurację.

-Szczerze mówiąc nie jestem głodna.

-W takim razie mam lepszy pomysł.-Louis skręca w jakąś ulicę i staje przed cukiernią. Wchodzimy do środka i zamawiamy lody.

-Chociaż raz daj mi zapłacić.-mówię gdy chłopak sięga do kieszeni aby wyciągnąć portfel.Kładę wyznaczoną sumę na ladzie po czym razem opuszczamy budynek i siadamy na ławce koło London Eye.

-Co się właściwie wydarzyło dziś u Kate?

-Nie wiem o co jej chodzi.Poprostu podeszłą do mnie i niechcący mnie oblała.

-Myślę,że jest zazdrosna.

-Też tak myślałam.Ale z drugiej strony o co ma być zazdrosna?O to,że się przyjaźnimy?

-Nie wiem.Strasznie mnie wkurza jej zachowanie.

-Nie tylko ciebie.Wracamy już?

-Jasne.

     Kilka minut później Louis parkuje swój samochód pod moim domem.

-Zawsze jesteś taki grzeczny i odwozisz dziewczyny do domu?

-Wolisz niegrzecznych chłopców?Nie ma sprawy.-odpowiada i z piskiem opon odjeżdża z podjazdu. Chcę zapytać co znowu wymyślił ale uniemożliwia mi to jego telefon.

-Co się z tobą dzieje?-słyszę głos Liama co nie jest łatwe przez lecącą w tle muzykę i krzyki.

-Impreza nam się nie podobała i wyszliśmy.

-Czyli jesteś z Eleanor?

-Tak.

-A gdzie jesteście?

-Jedziemy na OG.Przyjedziecie?-"OG" heloł dlaczego ja nic o tym nie wiem?

-Pewnie.

-Spoko do zobaczenia na miejscu.

-Co to jest OG?-pytam.

-Skrót?

-Od?

-Oglądanie gwiazd.



Salvation *L.T*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz