Rozdział 16

246 16 3
                                    

-Start!-krzyczy Steve i po chwili słychać uruchamiane silniki.Louis od razu daje gazu.Myślę,że nawet gdybym zaczęła krzyczeć to i tak by nie zwolnił.Chociaż z drugiej strony jestem tak przerażona,że nie jestem w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku.

Na początku trasa jest spokojna,później robi się pod górkę.I to dosłownie.Na każdej z nich Lou skacze a ja mam wrażenie,że zaraz się rozbijemy.

-Chcesz prowadzić?-pyta a ja od razu kręcę głową i teraz cieszę się,że brunet nie wziął oddzielnego pojazdu dla mnie.Jestem pewna,że nie przejechałabym nawet dwóch metrów,nie mówiąc o całej trasie.

Jeździmy jeszcze jakiś czas.A ja stwierdzam,że nawet zaczyna mi się podobać.(Ale tylko odrobinkę)Gdy zbliżamy się do końca Louis gwałtownie hamuje a nasz kład niebezpiecznie pochyla się do przodu.Brunet szybko reaguje i chwilę potem znów jedziemy prosto.Przekraczamy linię,Louis zatrzymuje kłada a ja czym prędzej z niego schodzę.Po chwili chłopak robi to samo i patrzy na mnie wyczekująco.

-I?-pyta opierając się o pojazd.

-I,co?-o mało się nie wywaliliśmy a jedyne co ma do powiedzenia to "i".

-Jak było?

-Prawie nas zabiłeś!

-Wygraliśmy!-mówi szczęśliwy jakby to na serio miało jakieś znacznie.Podchodzi do mnie z zamiarem przytulenia ale ja się odsuwam.

-Nie dotykaj mnie.

-Nie mów,że masz focha.Przecież nic się nie stało.-nic nie odpowiadam i odwracam wzrok w inną stronę.Poźniej przyjeżdżają po kolei:Niall,Harry,Zayn i Liam.-No i kto wygrał?-pyta nadal dumny Lou.Dziewczyny schodzą z pojazdów i razem idziemy na trybuny w tym samym czasie gdy chłopaki zabierają kłady i idą jeździć.

-Zawsze tak robią.Muszą się popisać.-tłumaczy Perrie a my wybuchamy śmiechem.

-Jak długo ty i Zayn jesteście razem?

-Hmm...2 lata.A ty i Louis...

-My nie jesteśmy parą.

-Naprawdę?-pyta jakby nie mogła w to uwierzyć-A pasujecie do siebie.-błagam nie zaczynaj.I ty przeciwko mnie?-Znałam kilka dziewczyn Louisa i z nikim nie widziałam go tak szczęśliwego.-zaskakują mnie jej słowa.Myślałam,że raczej będzie chciała mnie ostrzec.Coś typu żebym nie robiła sobie nadziei.A tu,zaskoczenie.Może to wszystko co mówi Louis,ta jego "wielka miłość"czy co to tam,nie jest kłamstwem?Może po prostu jest samotny?A co jeżeli potrzebuje towarzystwa?Kogoś komu mógłby zaufać.Kogoś oprócz przyjaciół?Ale dlaczego akurat ja?Nie mam pojęcia.Ale muszę się dowiedzieć.

Rozmawiam z resztą dziewczyn dopóki nie wracają chłopaki.Znowu wsiadamy na maszyny ale tym razem aż tak nie pędzimy.Oddajemy kłady i wsiadamy do samochodów.

-Gdzie dalej?

-Do domu koleżanki.-jego odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje ale przynajmniej wiem czego mogę się spodziewać.Chociaż po nich można spodziewać się wszystkiego.

Wsiadamy do samochodów i jedziemy w stronę "domu koleżanki".Jestem ciekawa co tak naprawdę kryje się pod tą nazwą.

-A czym właściwie zajmują się twoi rodzice?-pytam aby przerwać ciszę w samochodzie.

-Mają sieć hoteli.Od czasu do czasu jeżdżą i robią niezapowiedziane wizyty.Sprawdzają czy wszystko jest w porządku,czy goście są zadowoleni...i takie różne.A twoi?-zerka na mnie a ja przez chwilę zastanawiam się czy powiedzieć prawdę.Jego rodzice są nadziani a moi?Nawet się do siebie nie odzywają.

-Są rozwiedzeni.Mama mieszka w Amsterdamie a ja z tatą.-Louis patrzy na mnie podejrzliwie jakby łączył fakty.Jeżeli coś sobie uświadomi no to wpadłam.

-Pewnie brakuje ci mamy.-Taty też mam ochotę powiedzieć ale tylko potakuję głową.

-Na jak długo wyjeżdżają?

-Miesiąc.Czasami dwa.Nie lubię być sam w domu.Kiedy ich nie ma rzadko w nim bywam.

-Gdybym miała takich przyjaciół jak ty,pewnie też nie siedziałabym w domu.A właściwie jak długo się przyjaźnicie.

-Od przedszkola.-uśmiecha się,nie odrywając wzroku od drogi i dodaje-Czasem mam wrażenie,że to oni są moją prawdziwą rodziną.

Chwilę potem parkujemy pod pięknym domem,który wygląda jak pałac.Piękna,ozdobna brama,zadbany ogród,który wypełniony jest przeróżnymi rodzajami kwiatów no i basen.Mam wrażenie,że jest większy od mojego pokoju.

-Co tu robimy?-pyta Lucy ale nie otrzymje odpowiedzi.Zayn idzie do bagażnika i wyciąga jakieś pudełka.Jak się okazuje w środku są jajka.

-Co chcecie z ty zrobić?-pyta Sophia

-To dom naszej kochanej Kate.-odpowiada jej Zayn-A to.-wskazuje na jajka-Prezent.-kierujemy się w stronę bramy.Wspinamy się po niej by po chwili znaleźć się na podwórku królowej zołzy.

-To kto chce rzucać pierwszy?-pyta Harry rozdając każdemu "amunicję".Kiedy wszyscy są gotowi do rzutu Liam wskazuje na samochód Kate-czysty,prosto z myjni,jeszcze okapuje wodą.

-Możemy zacząć od samochodu.-proponuje Lucy

-Chcę pierwsza.-odzywa się Perrie.-Podnosi jajko,bierze zamach i rzuca,robiąc piękną plamę na czerwonym kabriolecie.Poźniej każdy idzie w jej ślady.Kiedy jej samochód jest cały brudny Louis pisze na masce:"Zdzira".Niall otwiera ostatnie pudełko.

-Jej pokój?-pyta blondyn i tajemniczo się uśmiecha

-Jej pokój.

-Które okno?

-Tamto-wskazuje Sophia a wszyscy dziwnie na nią patrzą-No co?Przyjaźniłyśmy się.-Louis szykuje się do rzutu.

-Nie ma szans,że dorzucisz.-mówi Harry

-Wątpisz we mnie?

-Jak trafisz dam ci stówę.Ale jeżeli ja też trafię to ty płacisz mi.

-Przyjmuję wyzwanie.-odpowiada pewnie po czym bierze zamach i rzuca,trafia idealnie w środek okna.Odwraca się wyraźnie zadowolony do lokowatego-Trzeba mieć cela.

-Jasne.Albo szczęście.-odpowiada wyraźnie niezadowolony brunet.

-Ja mam to i to.-tym razem Harry szykuje się do rzutu ale w tej samej chwili w domu zapalają się światła.


Salvation *L.T*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz