Rozdział 29

230 16 0
                                    


Gdy wchodzę do domu zauważam,że cały hol zastawiony jest butelkami po alkoholu.Powinnam to posprzątać ale nie mam już czasu.Biorę szybko prysznic,zmieniam ubranie i wychodzę do pracy.

Cały dzień mija mi dość spokojnie bo klientów,na szczęście,nie jest za dużo.Po skończonej zmianie szykuję lokal na jutrzejszy dzień i wychodzę do domu.

Oczywiście,bałagan nie zniknął co oznacza długie sprzątanie.Jednak jestem tak zmęczona,że postanawiam zostawić to na jutro.Przechodzę do kuchni i gdy się odwracam widzę mojego ojca.

-Gdzie byłaś?

-W pracy.

-A przed pracą?-jestem tak zaskoczona tym,iż zauważył moją nieobecność,że nie wiem co powiedzieć.Podchodzi do mnie bliżej a ja czuję jak moje nogi robią się jak z waty.

-Ze znajomymi.

-Ze znajomymi?-śmieje się i kręci głową-Czy widzisz jak wygląda dom?Tego bałaganu powinno dawno tu nie być.

-To nie moja wina.-mówię cicho.Ojciec patrzy na mnie gniewnie.

-Co powiedziałaś?Ty nic nie warta szmato.-podchodzi do mnie i z ogromną siłą pcha mnie na szafkę.Mój łokieć uderza w wazon,który roztrzaskuje się na tysiące kawłków.Czuję w ręce palący ból.Przyciągam ramię do siebie i zauważam cieknącą krew.Podnoszę się z podłogi i wychodzę z domu.Po moich policzkach ciekną łzy.

Wyciągam telefon z kieszeni i zastanawiam się do kogo zadzwonić.Do szpitala mam 5 kilometrów więc na pewno nie dojdę tam na piechotę.Ashley jest w Grecji a Louis w barze.W końcu decyduję się zadzwonić po taxi ale po kilku próbach nikt nie odebrał.

-Eleanor!-słyszę znajomy głos ale się odwracam.Jednak chłopak jest szybszy i po chwili staje na przeciw mnie.Od razu gdy zauważa moje łzy,przytula mnie do siebie.

-Co się stało?-pyta i mi się przygląda ale ja tylko kręcę głową nie mogąc wydobyć z siebie słowa. -Musisz jechać do szpitala.-chłopak zaczyna prowadzić mnie na parking.Szukam jego samochodu ale gdy brunet podchodzi do motoru jestem przerażona.

-Nie możemy zadzwonić po taxi?

-Tak będzie szybciej.-Louis podchodzi do mnie z zamiarem założenia mi kasku na głowę ale ja szybko się odsuwam.Eleanor,proszę cię!-mówi podniesionym głosem co sprawia,że uświadamiam sobie co robię.Wsiadam na motor i obejmuję bruneta w pasie.

Po kilku minutach jazdy chłopak parkuje pod szpitalem.Wchodzimy do budynku i biegniemy po schodach na piętro gdzie znajduje się recepcja.Gdy idziemy Louis obejmuje mnie ramieniem i całuje

w głowę aby dodać mi otuchy.

-Przepraszam...-zaczyna Lou ale kobieta w ogóle go nie słucha bo jest zajęta rozmową z jakąś kobietą.-To ważne.

-Rozmawiam z pacjentką.

-Mam tu ranną dziewczynę!Musi pani wezwać lekarza!-chłopak powiedział to tak głośno,że wszyscy na korytarzu odwrócili się w naszą stronę.Nagle obok mnie pojawia się lekarz,który prowadzi mnie do jakiegoś pomieszczenia.Podaje mi znieczulenie i zaczyna szyć.

-Ma pani kilka szwów.Za 2 tygodnie trzeba będzie je ściągnąć.

-Dziękuję.-odpowiadam i wychodzę z gabinetu.Na korytarzu cierpliwie czeka na mnie Lou,który od razu mnie przytula.

-Wszystko okey?

-Jasne.-odpowiadam po czym opuszczamy szpital.Kiedy mijamy recepcję chłopak posyła zabójcze spojrzenie pielęgniarce.

Tym razem siadam na motorze z mniejszym strachem.Brunet jedzie w zupełnie innym kierunku niż mój dom.Zatrzymuje się pod jakimś budynkiem,który wygląda jak z bajki.Louis otwiera drzwi i wpuszcza mnie do środka.

-Dlaczego mnie tu przywiozłeś?

-Dla twojego bezpieczeństwa.

-O czym ty mówisz?

-Te krzyki u ciebie w domu,siniaki,zadrapania,teraz twoje ramie.Powiedz mi co się stało.

-Nie uwierzysz jak powiem,że się wywróciłam?

-Nie.Na początku gdy powiedziałaś,że ten siniak pojawił się bo się potknęłaś to mogłem w to uwierzyć.Ale gdy odwoziłem cię przez ten miesiąc słyszałem jak twój tata imprezuje ze znajomymi.

-Po prostu go zdenerwowałam a on mnie popchnął przez co zbiłam wazon.

-Nie miał prawa tego robić.A dlaczego cię nie zawiózł do szpitala?-to pytanie mnie zacięło.Nie było na nie odpowiedzi.-Zrobię nam coś do picia a ty możesz obejrzeć dom.-posyła mi uśmiech i znika w kuchni.Zaglądam do najbliższego pokoju,który okazuje się być salonem.Dalej wchodzę do małego pomieszczenia,w którym znajduje się biblioteczka,kominek i pianino.

-Grasz?-pytam gdy zauważam chłopaka.Louis siada przy instrumencie i wskazuje na miejsce obok siebie.Brunet zaczyna grać spokojną melodię a jego palce poruszają się po klawiszach z niezwygłą sprawnością.-Wow.

-To nic wielkiego.-mówi i kieruje mnie do salonu gdzie czeka na nas herbata.

-Jak się czujesz?-pyta a ja czuję jak w moich oczach zbierają się łzy.-Przepraszam.Nie powinienem o to pytać.

-W porządku.-mówię i zerkam na niego-Dziękuję za pomoc.-czuję jak po moich policzkach ciekną łzy,które staram się ukryć.Louis,oczywiście je zauważa i po chwili czuję jak mnie do siebie przyciąga i przytula.Nawet nie wiem kiedy zasypiam.

Salvation *L.T*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz