Rozdział 42

210 14 2
                                    

    Stoję za ladą i przyjmuję zamówienia od klientów.Jest sobota co wiąże się z niemałym ruchem.

-W czym mogę pomóc?-pytam jakiegoś chłopaka ale nie patrzę na twarz bo próbuję ogarnąć chaos jaki panuje w kasie.

-Poproszę americanę i właściwy numer.

   Podnoszę głowę i widzę Warnera.Przypominam sobie o tym jak  podałam mu zły numer telefonu bo Louis mi powiedział,że jest niebezpieczny.Od czau bójki z Louisem go nie widziałam.Byłam pewna,że  odpuści.Jednak się myliłam.

-Hej.-witam się lekko zdenerwowanym głosem.-Przygotuję twoje zamówienie.

  Odwracam się plecami do blondyna po czym zaczynam robić jego kawę.Kiedy jest już gotowa podchodzę do stolika przy,którym usiadł i stawiam przed nim,naczynie z gorącym napojem.

-Eleanor!-słyszę wołanie mojego szefa-Możesz już skończyć zmianę.-kiwam ze zrozumieniem głową i idę na zaplecze aby zabrać swoje rzeczy.

    Żegnam się z Georgem i koleżankami po czym kieruję się do wyjścia.

-Dosiądziesz się?-głos Warnera zatrzymuje mnie dwa kroki przed drzwiami.

-Po co?-pytam

-Chcę pogadać.

-O czym?-chłopak nie odpowiada.Zamiast tego odsuwa krzesło obok siebie i posyła mi miły uśmiech.Niepewnie siadam obok,gotowa wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia.-Więc? O co chodzi?

-O imprezę ,pocałunek ,twoje nagłe zniknięcie ,bójce z Louisem.Domyślam się dlaczego mnie zaatakował.Powiedziałaś mu co się stało.

-Tak.

-Dlaczego?-pyta i pochyla się bardziej w moją stronę- Przecież dobrze się bawiliśmy.

-Nie chciałam tego pocałunku.-odpowiadam a blondyn odsuwa się.

-Rozumiem. Louis cię wykorzystuje...

-Wcale,że nie. Przestań się ciągle wtrącać. Mam już tego dość.

-Nie chciałem aby to tak zabrzmiało.-kładzie swoją rękę na mojej.-Powiedz,że nie jesteś zła. I dasz nam szansę.-na te słowa szerzej otwieram oczy.

-Jaką szansę? Nawet dobrze się nie znamy.

-Lubię cię nawet bardzo...

-To miłe ale...

-Dałaś mu szansę. Czemu nie możesz dać jej i mi?

-Bo nie czuję tego samego. Przykro mi.-wstaję od stołu i wychodzę z budynku.

    Spaceruję z Louisem po Londynie i opowiadam mu o dzisiejszym zdarzeniu.

-Spotkałam Warnera.Przyszedł do kawiarni.

-Czego chciał?

-Chciał abyśmy zostali parą.-brunet ściska mocniej moją dłoń.

-Powiedziałaś mu,że jesteś ze mną?

-Nie... -odpowiadam a Lou gwałtownie nas zatrzymuje.

-Chyba żartujesz!

-Bałam się,że jak się dowie o nas to coś ci zrobi.

-Gdybyś mu powiedziała to dałby ci spokój.-

      Louis jest wściekły.Nigdy go takiego nie widziałam.Nie rozumiem też czemu.Przecież poradzę sobie z natrętem,który jest we mnie zakochany i nic mi nie zrobi.Za to gdyby dowiedział się prawdy mógłby skrzywdzić Louisa.Jego niezrozumienie sprawia,że ja też jestem wściekła.

-Zrobiłam to aby cię chronić! A ty masz jeszcze pretensje?!

-Przecież wiesz o co mi chodzi.

-Nie za bardzo. Wynika z tego,że ty możesz mnie chronić ale ja nie mogę tego samego robić dla ciebie.

-Ale mogłaś mu powiedzieć.

-Zrobię to następnym razem. Dlaczego tak ci na tym zależy aby się dowiedział? Co "jestem lepszy bo mam dziewczynę"?!

-Dobrze wiesz,że nie o to chodzi.

-A tak to wygląda.

   Nie mam sił aby dłużej prowadzić tą rozmowę.Odwracam się i bez pożegnania wracam do domu. Ta kłotnia była bez sensu. Posprzeczaliśmy się o to,że nawzajem nam na sobie zależy. To takie głupie. Nie chodzi o to,że chcę zrobić na złość Louisowi i zaprzyjaźnić się Warnerem ale o to,że chciałabym być samodzielna a nie ciągle muszę liczyć na pomoc Lou.

   Otwieram drzwi do budynku i zauważam niemałą imprezkę,którą urządził mój ojciec. Przechodzę do swojego pokoju niezauważona po czym zakładam wygodne ciuchy i oglądam dalej mój serial.Po jakimś czasie robię się głodna. Schodzę po cichu na dół z nadzieją,że nikt nie dowie się o mojej obecności.

   Zabieram jedzenie z lodówki po czym zanoszę je do mojego pokoju. Otwieram drzwi aby pójść do łazienki  gdy na mojej drodze staje jakiś mężczyzna. Ledwo trzyma się na nogach więc domyślam się,że jest pod wpływem alkoholu.

-Cześć piękna.-uśmiecha się i chwiejnym krokiem idzie w moją stronę. Chcę z powrotem wejść do pokoju ale on mi to uniemożliwia. Łapie moją rękę i popycha na ścianę. Kładzie swoje dłonie po bokach mojej głowy.Zaczyna przybliżać swoją twarz do mojej. Czuję jak łzy spływają po moich policzkach. Czemu musiałam wyjść z pokoju?

  Mężczyzna składa pocałunek na mojej szyi i zaczyna kierować je coraz wyżej. Podnoszę kolano, kopiąc go w brzuch. Facet łapie się za bolące miejsce, odsuwając na się na bezpieczną odległość. Wykorzystuję tą chwilę aby wejść do pokoju i zakluczyć drzwi.

   Zaczynam głośno płakać. Nienawidzę mojego ojca. Nienawidzę go za to co mi zrobił. Za to,że skrzywdził mamę. Byłam głupia myśląc,że można mu pomóc. Nie mam już na to siły. Wyciągam walizkę i pakuję do niej swoje rzeczy. W między czasie wybieram numer do Louisa.

-Halo?-słyszę jego głos.

-Louis...Ja... -nie mogę wydobyć z siebie żadnego słowa.

-Eleanor,spokojnie.Co się dzieje?

-Louis idziesz?-słyszę w tle głos jakiejś dziewczyny-Teraz  będzie twoja kolej.-mówi uwodzicielskim głosem. Oczywiście.Pokłóciliśmy się a on musiał to jakoś odreagować. Pieprzony imprezowicz.

-Nie ważne. Baw się dobrze.-kończę rozmowę i wracam do pakowania.

   Przyjaciel mojego ojca odszedł spod drzwi więc mogę spokojnie wyjść z pokoju. Kiedy jestem na dole zakładam buty i prawię wychodzę na dwór ale zatrzymuje mnie ojciec.

-Gdzie się wybierasz? -odwracam się do niego i mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

-Nagle cię to obchodzi?

-Nigdzie nie idziesz.

-Czyżby? No to patrz.-biorę walizkę i opuszczam budynek.







Salvation *L.T*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz